-Emilie–drzwi do mojego pokoju z dużym impetem otworzyły się, przez co ja automatycznie podskoczyłam na łóżku. W progu stał Harry, którego mina nie wróżyła niczego dobrego.–Nicki jest w szpitalu. Jesteś gotowa?
-Co... Jak... Co się stało? Skąd to wiesz?–wstałam, lekko sparaliżowana informacją, jaką uraczył mnie mój chłopak, a w gardle stanęła mi gula, która utrudniała mi sensowne złożenie, chociażby jednego zdania.
-Zadzwonił do mnie Liam. Akurat przyjechał do Nicki, a jej tata wyjeżdżał do szpitala. Już tam są–wytłumaczył mi, podchodząc do mnie i chwytając mnie w swoje ramiona.
-Harry... Jeśli jej się coś... Jeśli...–mówiłam, przytulając się do jego torsu i czułam jak moje oczy powoli stają się mokre. "To nie czas na płacz..."
-Skarbie, jeszcze nic nie wiadomo. Spokojnie, na miejscu dowiemy się wszystkiego–uspokajał mnie, gładząc dłonią po moich plecach, a ja czułam jak jego dotyk pozostawia za sobą gorącą ścieżkę.–Chodź, jedziemy–pocałował mnie w czubek głowy, po czym chwytając mnie za dłoń, ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze zabrałam swoją czarną ramoneskę, gdyż dzisiejszego dnia temperatura nie była zbyt wysoka. Przy wyjściu powiadomiliśmy moją mamę o zaistniałej sytuacji i po uspokojeniu jej przez Harry'ego, udaliśmy się do samochodu.
-Dla mojej mamy jesteś aniołem. Czasami chyba kocha cię bardziej niż mnie–odezwałam się równocześnie uśmiechając się pod nosem i wpatrując się szybę, doszukując się tam nie wiadomo czego.
-Och, dziwisz się?–zachichotał pod nosem, teatralnie ruszając brwiami.
-Dla mnie też nim jesteś–powiedziałam, wplątując dłoń w niezwykle miękkie włosy mojego chłopaka, głośno przy tym wypuszczając powietrze z płuc.
-Emilie, nie rozpraszaj mnie, bo to nie skończy się dobrze–od razu zareagował na mój dotyk, przekrzywiając głowę w jedną stronę i kątem oka popatrzył na mnie badawczym wzrokiem.–Hej, co się dzieje?
-Wiesz, kiedy myślę o tym wszystkim co działo się w ostatnim czasie z moim życiem, to tak naprawdę nie wiem co by ze mną teraz było. Gdyby nie ty, Harry. Jason... To co działo się ze mną po tym wszystkim... Byłeś przy mnie cały czas i to dzięki tobie udało mi się z tego podnieść.
-Byłem i zawsze będę, Emi. Nie wracaj już do tego gnoja–odpowiedział, chwytając moją dłoń, która spoczywała na jego kolanie i złożył pocałunek po jej wewnętrznej stronie.
-Harry, właściwie to co robił Liam u Nicki? Zdecydował się na rozmowę z nią?
-Tak. Po próbie od razu do niej pojechał. A jeszcze Niall mi powiedział, że rozmawiali ze sobą i to też pewnie pchnęło go do tego, żeby w końcu coś z tym zrobić. Ale wiesz, to oczywiście potajemne informacje–odpowiedział, patrząc na mnie ostrzegawczym wzrokiem.–Dobrze, że mu powiedziałyście.
-Wiem... Mam nadzieję, że to wszystko jakoś wyjdzie na prostą...
Po kilku minutach w końcu znajdowaliśmy się pod szpitalem, do którego przewieźli naszą przyjaciółkę. Od razu udaliśmy się na piętro, o którym poinformował nas Liam. Wszystko się zgadzało, gdyż na krzesłach zastaliśmy bruneta wraz z panem Martinem.
-Dzień dobry–przywitaliśmy się z tatą Nic, który widać było, że starał się być jak najtwardszy.–Co z nią?
-Cześć, dzieciaki... Na razie sami nic nie wiemy. Miała tylko robione badania i czekamy na lekarza. Teraz śpi, musi odpoczywać...–odpowiedział tata Nicki, wstając z miejsca, wskazując na szybę, za którą leżała nasza Nicki, podpięta do różnych urządzeń. Znowu ogromna gula ścisnęła moje gardło na widok mojej przyjaciółki, która wydawała się tak krucha.
-Czegoś pan potrzebuje? Możemy coś dla pana zrobić?–zapytał Harry, siadając koło Liama.
-Wystarczy, że jesteście. To wszystko–odpowiedział, patrząc nam w oczy. Zawsze podziwiałam go za to jaki był silny i jak wielkie serce potrafił okazać ludziom, nie wspominając już o Nicki. Od wielu lat traktowałam go jak wujka, czy nawet kogoś bliższego. Po wszystkim co przeszedł i mimo tego, że przechodził to samo w tym momencie po raz drugi w swoim życiu, był niezwykle silny. Ktoś inny mógłby być już bliski załamania, jednak nie on... Wiedziałam, że zdołałby uchylić nieba, by tylko jego córka wyzdrowiała. Był po prostu niesamowity. Po dość długim oczekiwaniu, w końcu lekarz pojawił się na horyzoncie. Wszyscy od razu podnieśliśmy się, czekając na jakąkolwiek informację.
-Panie doktorze... Co z nią?–pierwszy odezwał się Liam.
-Nicki Shepherd...–wymruczał pod nosem, przeglądając kartki, które trzymał w dłoniach.–Nicki jest coraz słabsza psychicznie i psycholog musi mieć na nią oko. Po badaniach jakie wykonaliśmy nie jest najgorzej, ale nie jest też wspaniale. Wiadomo, że jej organizm nie jest taki jak przedtem, ale lekarstwa jakie jej podajemy powoli zaczynają działać. Ona musi normalnie funkcjonować, a w szczególności jeść, bo chociaż to da jej nieco siły. Jak na razie zostanie w szpitalu, bo musimy mieć ją pod obserwacją i będziemy wykonywać dalsze badania i kontrolować przebieg jej choroby. Niech dużo odpoczywa, a państwo po prostu bądźcie z nią, bo wsparcie jakie ma od was z pewnością jest dla niej ogromnym kołem ratunkowym.
-Czy można już do niej wejść?–zapytał Pan Martin z wielką nadzieją w głosie.
-Co prawda nie jest to teraz wskazane, ale dla was mogę zrobić wyjątek–starszy mężczyzna delikatnie uniósł kąciki ust do góry, patrząc na nas.–Tylko niech nie wchodzą do niej więcej, niż dwie osoby.
-Dziękujemy, doktorze...
-Jeszcze jedno... Wiem, że to dla nikogo z was nie jest łatwe, ale wy też starajcie się zachowywać normalnie. To naprawdę dużo daje–mężczyzna uśmiechnął się pocieszająco i odszedł.
-To ja na razie do niej wejdę...
-Liam, ona wie, że ty tutaj jesteś?–zapytałam bruneta, zajmując miejsce koło niego.
-Nie. Śpi odkąd przywieźli ją z badań... Przyjdę do niej, kiedy poczuje się lepiej–odpowiedział, zakładając ręce za głowę.
-Słuchajcie, nie ma sensu, żebyśmy tutaj wszyscy siedzieli. Ona na razie po lekarstwach jakie dostała będzie spała i nie wiadomo kiedy się wybudzi, zwłaszcza, że jest wymęczona. Zbliża się wieczór, więc jedźcie do domów i przyjedziecie jutro. Ja z nią zostanę–powiedział pan Martin, wychodząc z sali Nicki.
-Napewno niczego pan nie potrzebuje? Może coś przywieziemy?–zapytałam, upewniając się, że nie będzie musiał się męczyć.
-Dziękuję, naprawdę niczego mi na razie nie trzeba. Dam sobie radę, jedźcie–zapewnił nas, a na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności, dzięki czemu jego twarz nabrała barw chociaż w najmniejszym stopniu. Pożegnaliśmy się z nim i udaliśmy się do wyjścia.
-Liam, jedziesz prosto do domu?–Harry odezwał się do przyjaciela, otwierając mi drzwi wyjściowe i kierowaliśmy się w stronę parkingu.
-Tak, a wy? Jedziecie do nas?–zapytał brunet, jednak rozmowę przerwał dźwięk telefonu Harry'ego.
-Cześć mamo!–zielonooki radośnie powitał swoją rodzicielkę przez telefon, przez co na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.–Tak, jestem... Ach, rozumiem... No oczywiście, że tak... Że co? W sensie teraz?–jego głos dał znać, że jest zdumiony, a w jego oczach pojawiły się tajemnicze iskierki.–Dobrze, dobrze... Nie... Z miła chęcią, mamo. Do zobaczenia, pa!–zakończył rozmowę, po czym objął mnie ramieniem.–Emilie, chyba nie pojedziemy do domu. Moja mama zaprasza nas na obiadokolację, bo właśnie jest w centrum Londynu.
-Nas?–moje oczy w jednej chwili powiększyły się.–Harry, przecież moja mama mnie nie zna i...
-I dlatego chce cię poznać. Właściwie, to zagroziła mi, że jeśli dzisiaj nie zobaczy cię ze mną, to ja na tym ucierpię najbardziej... Chyba nie chciałabyś, żeby mi się coś stało?–popatrzył na mnie, unosząc obydwie brwi ku górze.
-Emilie, nie masz się czego obawiać. Pozdrówcie ode mnie, Anne! Trzymajcie się–pożegnał się z nami Liam i wsiadł do swojego samochodu.
-Harry...–bąknęłam niezadowolona kiedy znajdowaliśmy się pod naszym pojazdem.–Akurat teraz? Ubrałabym się jakoś lepiej, żeby wyglądać jak człowiek... Zwłaszcza, że to pierwsze spotkanie z twoją mamą...
–Kotku, zawsze wyglądasz wspaniale. Nie ważne, czy jesteś w zwykłych spodniach, w swetrze, piżamie, czy czerwonej sukience...–złożył na moich ustach krótki, lecz namiętny pocałunek.–Cholera... A smakujesz jeszcze lepiej–pokręcił głową w zachwycie, śmiejąc się przy tym, przez co mogłam podziwiać dołeczki w jego policzkach. Dźgnęłam go w żebra, również uśmiechając się do niego.
-Wsiadaj, czarodzieju. Bo Anne zabije nas obydwoje, jak będzie długo czekać–powiedziałam, wsiadając do samochodu z uśmiechem na ustach.
-O mój boże... Emilie...–Harry chwycił się za głowę i przykucnął, głośno jęcząc.
-Harry?–odwróciłam się zdezorientowana, a moje serce przyspieszyło tempa trzykrotnie.–Harry... Matko... Skarbie, co ci się dzieje?–przykucnęłam koło niego i chwyciłam go za ramiona.–Harry! Co się dzieje?!
-Rany boskie...–podniósł głowę, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech i niezwykły spokój.–Jak ja cię dziewczyno kocham!
-Zabiję cię...–syknęłam w jego stronę, po czym podniosłam się i udając obrażoną ruszyłam do samochodu. Tak naprawdę wewnątrz śmiałam się sama do siebie, jednak tym razem ja chciałam się z nim trochę podrażnić, ponieważ bardzo nie lubił, kiedy byłam obrażona. Co prawda o mały włos nie doprowadził mnie do zawału, jednak mimo wszystko chciało mi się śmiać z jego głupoty.
-Kotku, chyba się nie gniewasz?–zapytał z nieschodzącym uśmiechem na ustach, odpalając samochód. Bez słowa zapięłam pas i odwróciłam się w stronę szyby, by nie napotkać jego wzroku, bo wiedziałam, że wtedy wymięknę. W trakcie drogi nie odezwałam się ani słowem, mimo próśb mojego chłopaka, który zaczął się przejmować moim zachowaniem. gdy w końcu znaleźliśmy się na miejscu poczułam, że ściska mnie brzuch, z nerwów... Wyszliśmy z samochodu i kierowaliśmy się do środka restauracji.
-Emilie... Nie gniewaj się...–wymruczał, zatrzymując się, po czym schował mnie w swoich ramionach.–Widzisz, że nie mogę przy tobie, bez ciebie...
-I chyba głupiejesz coraz bardziej–bąknęłam, obejmując go w pasie i unosząc głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy, w których od razu pojawiły się iskierki radości.
-A to może swoją drogą też...–udawał zamyślonego, podśmiechując się pod nosem i nie wypuszczając mnie ze swojego uścisku.
-Chcesz mnie doprowadzić do zawału? Nie wiedziałam co ci się dzieje! Nie rób tego więcej, bo pożałujesz...–powiedziałam, jednak uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
-Brzmi prowokująco, kochanie... Może zaryzykuję?–uniósł jedną brew do góry, a widząc zmarszczki na moim czole od razu przywarł do moich ust. Jego pocałunek był namiętny i pełen pożądania. Gorąca fala przyjemności od razu dała o sobie znać, a jego usta powodowały, że miałam ochotę zatrzymać czas.
-Koniec przyjemności, chodź...–chwyciłam go za dłoń i ruszyliśmy do wejścia.–Idiota...–mruknęłam pod nosem, jednak jak się okazało Harry ma bardzo dobry słuch.
-Teraz to ja się za to z tobą policzę, mała...–powiedział zalotnie z akcentem na ostatnie słowo i otwierając mi drzwi, ukradkiem uderzył mnie w pupę. Kiedy spojrzałam na niego krzywo
ten tylko zaśmiał się do mnie i puścił buziaka w powietrzu. "Z kim ja żyję...", powiedziałam do siebie w myślach. Staliśmy w budynku, wzrokiem szukając mamy Harry'ego.
-Tam jest–mruknął pod nosem i pociągnął mnie za sobą.
-No nareszcie! Cześć, dzieciaki!–przywitała nas mama mojego chłopaka z wielką radością w głosie. Była piękną kobietą i z całkowitą pewnością nie wyglądała na swój wiek. "Już wiem, po kim odziedziczył urodę..."
-Dzień dobry–powiedziałam nieśmiało, gdyż stres wziął górę.
-Mamo, to jest Emilie, moja dziewczyna–brunet objął mnie ramieniem, szeroko uśmiechając się.
-Dzień dobry, Emilie. Miło mi cię poznać. Jestem Anne–kobieta uścisnęła mi dłoń, a ja byłam oszołomiona jej wspaniałą osobą, a także niezwykłą urodą.
-Mi także miło panią poznać–uśmiechnęłam się, po czym usiedliśmy do stołu.
-Harry mówił o tobie wiele komplementów, ale nie myślałam, że ma aż tak piękną dziewczynę–powiedziała z uśmiechem na twarzy, a przez jej słowa na mojej twarzy oczywiście zagościły rumieńce...
-To samo mogłabym powiedzieć o pani–odwdzięczyłam się, a Harry chwycił moją dłoń pod stołem, gładząc po jej wierzchu. Wiedział, że się stresowałam, mimo tego, że nawet nie musiałam mu tego mówić. Zamówiliśmy potrawy, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Mama Harry'ego cały czas opowiadała różne historie, kiedy był mały, a czas mijał szybko i przyjemnie. Dobrze było chociaż na chwilę oderwać od problemów i wszystkiego co na co dzień nas przytłaczało. "Dobrze, że jesteś..."
___________________________________________________
Cześć, Kochani! Kurczę, stęskniłam się za Wami... Przychodzę do Was z niedługim rozdziałem i z lżejszym... Ostatnio wiele się działo, więc stwierdziłam, że jeden z lżejszych się przyda. Co myślicie? Ale spokojnie, dużo tego spokoju chyba nie będzie :) Słuchajcie, tak właściwie to zbliża się koniec tego opowiadania (około 5 rozdziałów)... Ale narazie o tym nie myślę, bo chyba za bardzo się do tego przywiązałam :) Dziękuję Wam za to, że mimo tego, że ja bywam tutaj tak nieregularnie cały czas jesteście ze mną ♥ To niesamowite i nawet nie wiecie jaką powoduje to we mnie radość i jak bardzo jestem Wam wdzięczna. Gdyby nie Wy-mnie by tu nie było. Mam nadzieję, że nadal jesteście i będziecie. Czekam na Wasze opinie i całuję Was gorąco! :*
PS. Następny rozdział z perspektywy Megan... Za nią też już tęskniłam.
Jeżeli macie jakieś pytania możecie pytać w komentarzach, a także pisać tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm
I oczywiście zapraszam też na drugiego, nowego bloga:
http://addiction-hatred-and-passion.blogspot.com/
http://addiction-hatred-and-passion.blogspot.com/
Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm
♥♥♥