sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 22

Z perspektywy Liama


Cicho grająca muzyka wypełniała mój pokój delikatnym i przyjemnym dźwiękiem, dzięki czemu pisanie kolejnej piosenki szło mi o wiele lepiej. W wielu przypadkach siłą napędową dla wokalistów do pisania tekstów są własne przeżycia i tak też było teraz w moim przypadku. Wydarzenia, które aktualnie miały miejsce w moim życiu diametralnie je zmieniły. Nie chciałem tego wszystkiego pokazywać na zewnątrz, jednak wewnętrzny ból był nie do zniesienia i mimo wszystko nie mogłem sobie z nim poradzić. Po mojej głowie chodziło tylko i wyłącznie jedno pytanie. Dlaczego? Czy to była prawda? Czy mój anioł mógł zadać mi tak duży ból? Moją rutynę w ciągu ostatnich dni, przerwało pukanie do drzwi.
-Cześć, Liam. Możemy wejść?-w drzwiach zobaczyłam tylko głowę Emilie, niepewnie nachylającą się w środek pomieszczenia.
-Hej, wejdźcie-powiedziałam, kiwając zachęcająco głową. Zaraz za blondynką weszła Megan.-Siadajcie-dodałem, przesuwając się na moim ogromnym łóżku.-Co was do mnie sprowadza? Stało się coś?
-Nie... Właściwie to... -zaczęła blondynka, jednak nie było jej dane skończyć.
-Tak, stało się-przerwała jej pewnie Megan.
-Chciałyśmy porozmawiać...
-Liam, chodzi o Nicki-po raz kolejny wtrąciła się brunetka, przechodząc do sedna sprawy.-Chodzi o was.
-Megan, to Nicki powinna...-zacząłem, jednak mnie także nie było dane skończyć.
-Nie, Liam, nie powinna. Nicki ma guza. Guza mózgu-powiedziała, a ja zamarłem. Czułem jakby moje serce przez chwilę stanęło, a oczy zaczęły zachodzić mi łzami. To nie mogło być możliwe. Nie mogło...
-C-Co... Ale... J-Jak to... Przecież... Dlaczego oni nic nie powiedziała...-próbowałem wykrztusić z siebie chociaż jedno składne zdanie, ale nie mogłem.-Ona... Powiedziała, że mnie nie kocha... Że to wszystko to była pomyłka... Kłamstwo...
-Ona cię kocha, Liam. Z całego serca. I dlatego to zrobiła-powiedziała Megan, jakby to była najnormalniejsza rzecz na ziemi.
-I właśnie to, co ci powiedziała było kłamstwem. Zrobiła to dlatego, bo boi się, że pewnego dnia może jej zabraknąć, a ty będziesz cierpiał. Nie chciałaby tego, żebyś przeżywał to samo co jej tata, gdy zachorowała jej mama. Ona nie może się z tym pogodzić, nie może wytrzymać. Ona cię potrzebuje, Liam-mówiła Emilie już łamiącym się głosem, jednak zatrzymała zimną krew. Po tych słowach siedziałem zszokowany, dokładnie analizując każde usłyszane przeze mnie zdanie. Widziała to i chwyciła mnie za dłoń, dodając mi otuchy.
-Przecież ja bym to zrozumiał... Myśli, że to co zrobiła mnie nie boli?-wyszeptałem, patrząc się dziewczynom prosto w oczy.
-Wolała, żebyś teraz przeżył taki ból, ale w dniu, gdy mogłoby jej zabraknąć przeżyłbyś o wiele gorszy ból. A ona by tego nie chciała. Tylko o to chodzi-kontynuowała blondynka.
-Jak z nią jest teraz?-spytałem.
-Psychicznie nie jest najlepiej. Nie może się z tym wszystkim pogodzić. Mało z nami rozmawia, wychodzi gdziekolwiek. Na wyjazd na Mistrzostwa Emilie też się wymigała. Ale w większości pewnie dlatego, że ty tam byłeś i to by ją bolało jeszcze bardziej-mówiła Megan, przebierając palcami. Pierwszy raz widziałam w niej jakieś uczucia. "W końcu chodzi o zdrowie jej przyjaciółki..."
-Nie możesz zostawić jej teraz z tym samej. Musisz ją wesprzeć, bo ona tego właśnie potrzebuje. Wsparcia, a zwłaszcza od ciebie. Bała ci się powiedzieć...-dodała Emi.
-Chłopaki wiedzą?
-Teraz już tak. Powiedziałyśmy im dzisiaj. Ona nie wie o żadnej z dzisiejszych rozmów. Zaczęła się odizolowywać od wszystkich. Pomóż jej, proszę-szepnęła blondynka, nie wypuszczając mojej dłoni ze swojego uścisku. Siedziałem  w niezmienionej pozycji i nie mogłam zebrać wszystkich myśli.
-To chyba tyle chciałyśmy powiedzieć... Nie chciała żebyś wiedział, ale stwierdziłyśmy, że tak będzie najlepiej. Trzymaj się, Li. I pamiętaj o wszystkim, co ci powiedziałyśmy-odezwała się brunetka, po czym podniosła się i razem ze swoją przyjaciółką skierowały się do drzwi i opuściły pomieszczenie, w którym zostałem sam. Dlaczego to właśnie ona? Dlaczego to właśnie jej się przytrafiło? Dopiero teraz wszystko zaczęło do mnie dochodzić... Były momenty, kiedy miała zawroty głowy, złe samopoczucie na pokazie. Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść? Dlaczego nie zatroszczyłem się o jej zdrowie wcześniej? Dopiero teraz wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. "Mój anioł..."
-Liam, jedziemy na próbę. Chodź-Harry jak zawsze wszedł do mojego pokoju, nie racząc nawet zapukać. "Normalka..." . Spojrzał na mnie badawczo i poczekał aż pójdę razem z nim.-W porządku?-spytał, przyglądając mi się, gdy szliśmy do samochodu, a ja tylko prawie niewidocznie kiwnąłem głową. Wszyscy weszliśmy do czarnego vana i kierowaliśmy się na próbę. Nikt nie odezwał się praktycznie słowem. Wszyscy dowiedzieli się dzisiaj o sprawie w związku z Nicki, więc nikt nie był w stanie nic z siebie wydusić. Droga ciągnęła mi się w nieskończoność, jednak w końcu po około dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Wyszliśmy z samochodu i od razu rozległ się pisk i krzyk fanek. "Błagam, tylko nie dzisiaj...". Chłopcy wymownie spojrzeli na mnie, a ja nie miałem serca po prostu minąć je i wejść do środka. Rozdałem kilka autografów i zrobiłem kilka zdjęć, jednak nie miałem siły na więcej, jak wszyscy... Przeprosiliśmy nasze dziewczyny i weszliśmy do środka. Kochałem wszystkich fanów z całego serca i byłem im wdzięczny za to, że cały czas z nami są i nas wspierają. Niezaprzeczalnie mogłem powiedzieć, że mieliśmy najlepszych fanów pod słońcem. Udaliśmy się do szatni by przygotować się do próby. Jak to zwykle bywa, przez naszą szatnię przewinęło się mnóstwo ludzi z ekipy, dzięki czemu jeszcze jakoś się trzymałem. Po kilkunastu minutach Paul przyszedł po nas, bo jak zawsze mieliśmy małe opóźnienie. Postanowiłem zostać jeszcze pięć minut, by spróbować całkowicie skupić się na pracy. Zależało mi na tym, by próba szybko się skończyła... Nie sądziłem jednak, że będzie to takie trudne. Pierwszy raz w życiu, czułem się tak, że nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie mogłem wytrzymać sam ze sobą. Postanowiłem,że wyjdę na zewnątrz, mając nadzieję,że dobrze mi to zrobi.
-Liam...-usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos, mojego brata. Usiadł koło mnie i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Wiedział, że tego potrzebowałem.-Wszyscy zamarli, gdy to usłyszeli. I każdy to przeżywa...
-Niall, wiesz co ona teraz musi przeżywać? Jest z tym sama... A mnie przy niej nie ma. Ona jest tak delikatna, wrażliwa...-mówiłem i czułem jak łamałem się.
-Pomożemy jak tylko będzie trzeba, by wyszła z tego cało-powiedział, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
-Wiem... Muszę zebrać wszystkie myśli, uspokoić się zanim do niej pojadę... Muszę ją wesprzeć, Niall. Muszę przy niej być. Nie mogę jej stracić...
-Wiesz, że zawsze ci pomogę? Jeśli będziesz chciał pogadać, to jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy. Jeśli coś będzie trzeba... Wszyscy w tym jesteśmy, Liam. Jesteśmy rodziną. Kochamy cię. Kochamy się. Kochamy ją.
-A ja kocham was, Niall. Kocham ją... Kocham ją jak popierdoleniec, rozumiesz? Nie umiem bez niej normalnie funkcjonować. Stanę na głowie i zrobię wszystko, by ją z tego wyciągnąć... Dzięki, stary-powiedziałem, po czym pozostaliśmy w braterskim uścisku. Po chwili mojej psychicznej słabości, którą niestety pokazałem na zewnątrz wróciliśmy do środka. Próba ciągnęła mi się w nieskończoność i miałem wrażenie, jakby ktoś specjalnie zatrzymywał wskazówki zegara.
Siedząc tam, straciłem jakiekolwiek poczucie czasu. Po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach zebrałem się i skierowałem się do samochodu. Nie wiedziałem, czy byłem już gotowy... Chyba raczej musiałem być. Złożyłem obietnicę nie tylko mamie Nicki, ale też sobie. Wiedziałem, że nie mogę zawieść i od tej pory była to moja myśl przewodnia. Wyjechałem z cmentarza i kierowałem się do domu Nicki. Nagle, na ulicach ruch wydawał mi się coraz większy przez co poczułem lekkie zdenerwowanie. Może to nie tylko samochody? Poczułem dziwne ściskanie w żołądku, podczas gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. "Czyżbyś się stresował, Liamie?"

-Na dzisiaj koniec-powiedział nasz menadżer, po czym wszyscy zebraliśmy się i skierowaliśmy do samochodu.
-Jakieś plany na dzisiaj?-odezwał się Zayn, nie bardzo wiedząc jak ma się zachować. Chłopaki spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.
-Ja jadę do Emilie-zadeklarował się Harry.
-Ja muszę... Muszę do niej jechać-powiedziałem, wbijając wzrok w moich przyjaciół.
-Dobrze robisz-przytaknął Zayn, uśmiechając się pocieszająco.
-Liam, mamy cię tam zawieźć?-odezwał się Paul i siedząc na przednim siedzeniu, odwrócił się w naszą stronę.
-Nie. Jedźmy do domu, bo muszę wstąpić jeszcze w jedno miejsce-powiedziałem, po czym wbiłem wzrok w szybę. Ciągle natłok myśli zapełniał moją głowę, a ja nie mogłem się na niczym skupić. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu ruszyłem szybko do domu zabierając ze sobą kluczyki do samochodu, portfel oraz wszystkie potrzebne mi dokumenty.
-Jedziesz już?-Louis zatrzymał mnie w drzwiach.
-Tak... Chyba nie mam na co czekać-odpowiedziałem, spoglądając na przyjaciół, którzy uważnie mi się przypatrywali.
-Może najpierw zjesz z nami obiad?-odezwał się Niall z małą nadzieją w głosie.
-Nie jestem głodny. Zjedzcie beze mnie. Przepraszam... Nie wiem o której wrócę, więc nie czekajcie na mnie, klucze mam przy sobie-powiedziałem, po czym wyszedłem.
-Liam!-zatrzymał mnie Zayn.-Powodzenia...-powiedział cicho, po czym smutno uśmiechnąłęm się do niego i ruszyłem do samochodu. Chciałem jechać do Nicki, jednak najpierw zdecydowałem się odwiedzić jedno miejsce. Droga nie zajęła mi dużo czasu, gdyż było to niedaleko, a ja sam spieszyłem się -niestety-niekoniecznie zgodnie z przepisami. Po kilkunastu minutach znalazłem się na miejscu. Wyszedłem z samochodu i poszedłem do stoiska starszego Pana, gdy pierwszy raz Nicki zabrała mnie na grób swojej mamy. Starszy Pan znał ją doskonale i mieli ze sobą wspaniały kontakt. "Jak przyjaciele..."
-Dzień dobry.
-Dzień dobry!-staruszek przywitał mnie serdecznym uśmiechem i ciepłym głosem.-Czym mogę ci służyć, Liam?-zapytał, wstając ze swojego drewnianego krzesełka. Zdziwiło mnie, że znał i pamiętał moje imię.
-Poproszę jednego znicza. Może być ten czerwony...-odpowiedziałem, po czym zapłaciłem.-Wie Pan... Poproszę jeszcze te tulipany.
-Oczywiście-powiedział staruszek, po czym wręczył mi kwiaty do rąk, a ja dopłaciłem pieniądze.
-Reszty nie trzeba-odpłaciłem się miło, a mężczyzna uraczył mnie wdzięcznym uśmiechem.
-Liam, a gdzie masz Nicki? Ostatnie prawie w ogóle jej tutaj nie widziałem...-w oczach tego człowieka zobaczyłem szczerą i ogromną troskę. "Widać, że ma wielkie serce...", powiedziałem do siebie w myślach. Zastanawiałem się nad jego słowami i zwyczajnie nie wiedziałem co mam powiedzieć temu człowiekowi, którego nawet nie znałem. "Ale czuję się jakby stał przede mną mój dziadek..."
-Nicki... Nie mogła przyjechać... Ja... Wie Pan... Szczerze mówiąc... Ja sam nie wiem. Widzi Pan, nawet teraz nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...
-Czy coś się stało?-dopytywał dalej i splótł swoje dłonie, a jego gesty dały znak, że jego zmartwienie pięło się w górę.
-Nie. Znaczy... Nicki ostatnio ma małe problemy zdrowotne...-powiedziałem, lekko spuszczając wzrok na samą myśl o moim cierpiącym Aniele... Mężczyzna chyba od razu poznał po mnie, że to nie jest żadna błahostka, żadne przeziębienie, czy grypa...
-Jak ona się teraz czuje?
-Nie jest źle...-wiedziałem, że lepiej będzie, gdy nie powiem mu całej prawdy. "W sumie to sam do końca nie wiedziałem, jak jest naprawdę..."
-Dbaj o nią, Liam...-powiedział poważnie, patrząc mi głęboko w oczy, a w jego głosie wyraźnie było słychać powagę i zmartwienie.-Bo wiesz... Sam miałem córkę i była bardzo podobna do twojej Nicki.-na słowa twojej poczułem uścisk w gardle.-Była piękna... Nicki to wręcz jej odzwierciedlenie. Była bardzo inteligentną dziewczyną o wielkim sercu; tak samo jak Nicki. Przez jakiś czas studiowała w Nowym Jorku, jednak potem wróciła tutaj-do Londynu. Okazało się, że jest chora. Poważnie chora... Nikt się nie spodziewał po początkach, że choroba osiągnie tak wysokie stadium. Potem już nikt nie był w stanie jej pomóc i tylko bezczynnie patrzyliśmy na to jak znika... Zmarła w wieku dwudziestu lat. W Nicki widzę właśnie całą moją Carę...
-Przykro mi z powodu córki... Postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby jej pomóc...-odpowiedziałem, nieruchomo stojąc przed mężczyzną. Zdziwiło mnie to, że zaczął opowiadać mi swoją historię... Może wiedział, co jest na rzeczy? Ale chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest to tak poważne...
-Wiesz, Nicki jest taka, że może nie przyjąć niczyjej pomocy. Nie bierz tego pod uwagę i jej nie słuchaj. Ona cię potrzebuje. Jestem o tym przekonany-powiedział, a w jego głosie cały czas dało wyczuć się stuprocentową szczerość, a na jego twarz wpłynął blady uśmiech.
-Dziękuję... Do widzenia.
-Do zobaczenia, Liam-odpowiedział staruszek, po czym ruszyłem nad grób mamy Nicki. Przeszedłem dwoma alejkami i schodząc na skróty po chwili znajdowałem się już na miejscu. Na pomniku wszystko było zadbane, czyste, a świeże kwiaty zawsze znajdowały się w wazonie. Nie było dużej ilości zniczy, jednak wystarczyły tylko dwa zapalone i to wystarczyło. Kwiaty, które kupiłem dołożyłem do wazonu i zapaliłem znicz. Stałem nieruchomo patrząc się na pomnik.
-Wiem, że Pani patrzy na to wszystko z góry. Ale nie chcę jej oddawać w Pani ręce... Jest silna i wiem, że sobie poradzi. Ja jej w tym pomogę... Pani też musi ją wspierać, tam-u góry. A ja nie zawiodę. Obiecuję.
-Nie, wcale...-odpowiedziałem sobie na głos. W końcu, po lekkich trudach udało mi się dotrzeć na miejsce. Zaparkowałem przed domem i poczułem, że moje ręce drżą... "Nie zachowuj się jak baba...", skarciłem się w myślach. Wyszedłem z samochodu i ruszyłem do drzwi. Głośno wypuściłem powietrze, po czym pewnie nacisnąłem dzwonek do drzwi. Odczekałem chwilę, po czym drzwi otworzyły się z wielkim impetem, a w nich stanął tata Nicki. Widząc wyraz jego twarzy, znowu poczułem uścisk w gardle.
-Dzień dobry... Czy jest Nicki?
-Nicki jest w szpitalu. Właśnie tam jadę, chodź.

_____________________________________________________

Witam Was! Nie chcę się tutaj tłumaczyć, ani nic z tych rzeczy, tylko po prostu pozostawię Was z rozdziałem. Jest on z tej perspektywy, bo chciałam Wam pokazać co czuje Liam i co kłębi się tam w środku jego duszyczki. Nie chcę Wam obiecać, że rozdziały będą się pojawiały co tydzień, bo potem nie chcę się z tego nie wywiązywać.Będę je dodawała wtedy, kiedy po prostu będę miała na to czas, ale postaram się jak tylko będę mogła, by nie były to już takie przerwy.
Nie wiem czy ktoś z Was jest tu jeszcze ze mną... Jeśli ktoś jest ze mną do tej pory, jeśli możecie zostawcie znak w komentarzu. Do następnego! x
Jeżeli macie jakieś pytania, możecie zadać je w komentarzach lub tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm

Chciałabym Was także zaprosić na kolejnego, drugiego bloga, którego piszę wraz z inną dziewczyną: