sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 18

Z perspektywy Megan

Dźwięk mojego telefonu potęgował ból głowy, który spowodowany był nocą, podczas której zaspokajałam swoje ciało alkoholem i innymi używkami.
-Słucham?-odebrałam dzwoniące urządzenie ze wściekłym i zachrypniętym głosem.
-Dzień dobry, Megan. Słysząc twój ton wnioskuję, że zabalowałaś i o godzinie trzynastej nadal leżysz z głową w poduszce, zgadłem?-usłyszałam miły głos w słuchawce.
-Tomlinson, życie ci nie miłe? Czy tak bardzo chciałeś mnie usłyszeć?
-Nic z tego. Chcę się spotkać. Znajdziesz dla mnie czas?
-Dla ciebie zawsze, Lou. O której i gdzie?-odpowiedziałam, lekko przeciągając się.
-O czternastej w Starbucks'ie?-spytał, upewniając się.
-Okej, do zobaczenia, przystojniaku-odpowiedziałam zalotnie, lekko uśmiechając się przy tym.
-Do zobaczenia, buntowniczko-odpowiedział z lekkim rozbawieniem w głosie, po czym rozłączył się. Rozleniwiona i obolała wylegiwałam się jeszcze kilka minut pod kołdrą i bez żadnej energii w końcu podniosłam się i skierowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, bo tak naprawdę nie miałam wiele czasu. Owinęłam się ręcznikiem, umyłam zęby, założyłam czystą bieliznę i zrobiłam lekki makijaż. Założyłam na siebie czarne rurki, a do nich dobrałam zwykłą, białą bokserkę zarzucając na ramiona jeansową koszulę. Zeszłam na dół rozglądając się po pomieszczeniu, jednak nikogo w nim nie zastałam co było do przewidzenia. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał trzynastą czterdzieści trzy. Ruszyłam z domu zabierając papierosy, pieniądze, telefon, klucze oraz założyłam swoje czarne RayBan'y. Na zewnątrz zapaliłam papierosa czekając na taksówkę, którą w międzyczasie zamówiłam. Nie ukrywałam, że ucieszył mnie telefon Louisa. Zastanawiało mnie to jaką miał sprawę chcąc umówić się ze mną. Jego głos nie spowodował we mnie niepokoju, dotyczącego Malika. Mój kontakt z Zaynem w ostatnim czasie popsuł się, jeśli dało się to tak nazwać, zważając na to, że dość często się kłóciliśmy. "Czyżby trochę mi tego brakowało?". Moje rozmyślenia przerwała taksówka, która właśnie podjechała pod mój dom. Wsiadłam do środka, kierując się w umówione miejsce. Po piętnastu minutach znalazłam się na miejscu i wzorkiem odszukałam Lou, który siedział na zewnątrz lokalu.
-Pięć minut spóźnienia. Dzień dobry, pani-powiedział Lou rozkoszując się promieniami słońca, które padały na jego twarz.
-Ale mimo tego czekasz. Cześć, Tomlinson-przywitałam się z nim siadając obok niego, obdarowując go czułym cmoknięciem w policzek.
-Zamówiłem dla nas dwie latte-powiedział mój przyjaciel, opierając się na łokciach o stolik.
-A skąd wiesz, że taką lubię?-spytałam z chytrym uśmiechem.
-Wystarczy zwykłe "dziękuję"-powiedział odwzajemniając mój uśmiech.
-Tak bardzo się za mną stęskniłeś, że chciałeś się ze mną spotkać w cztery oczy?-spytałam go, uważnie przyglądając mu się zza ciemnych okularów.
-Nie do końca, ale to przy okazji też może być-odpowiedział z zalotnym uśmiechem malującym się na jego twarzy,  a ja czekałam, aż powie mi powód dla którego chciał się ze mną spotkać.-Chciałem ci porozmawiać o całej sytuacji, która zdarzyła się ostatnim razem klubie-dodał po chwili, a mój humor dobry humor od razu ulotnił się w powietrzu, bo wiedziałam, że będzie wchodzić na temat Zayna.
-Nie wydaje mi się, żeby ci się nie podobało-powiedziałam złośliwie w jego stronę, na co ten uśmiechnął się pod nosem.
-Nic takiego nie powiedziałem. Byłaś... naprawdę dobra-odpowiedział z uroczym 

uśmiechem.
-Więc?-spytałam, czekając cały czas na to, co chciał mi powiedzieć.
-Chciałem się spotkać, aby wszystko wyjaśnić-powiedział, wygodnie układając się na krześle. Zrobiłam to samo, opierając się i krzyżując ręce na piersiach.-Jesteś piękną kobietą o dość specyficznym charakterze, przez co przyciągasz do siebie facetów jak magnez i doskonale jesteś tego świadoma. Ze mną tak samo. Intrygujesz mnie i mnie również czasami do siebie przyciągasz przez to, że jesteś taka niedostępna. Ale to są moje wewnętrzne odczucia, o których nawet niepotrzebnie teraz wspomniałem. Nie będę wchodził pomiędzy ciebie, a Zayna-mówił, a po wymowieniu imienia, które działało na mnie jak kubeł zimnej wody moje usta zacisnęły się tworząc cienką linię.
-Czy wy wszyscy myślicie, że dla mnie istnieje tylko ten pierdolony dupek?-syknęłam cicho z wściekłością w głosie, nachylając się nad stolikiem. "Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym..."
-Po części tak właśnie jest Megan i tak właśnie myślimy-dodał, a moja złość, która była we mnie widoczna nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.-Właśnie dlatego tak na niego reagujesz-dodał z chytrym uśmiechem, również nachylając się nad stolikiem, przez co nasze twarze znajdowały się bardzo blisko siebie.
-To się kurwa mylicie...
-Czyżby? To jest twoja tajemnica, która jest prawdą, złośnico. To, że mnie pociągasz w pewien sposób i to co zdarzyło się w klubie nie oznacza, że będę ingerował pomiędzy was. Nie będę pionkiem, którym będziecie się poruszać jak tylko chcecie. Zayn jest moim przyjacielem, a ja nie zrobię niczego przeciwko niemu-odpowiedział cały czas zachowując przy tym miły ton.
-Ty też mnie pociągasz, Louisie... Świat nie kręci się tylko wokół Zayna, a wy jesteście za bardzo pewni siebie. Mam na ciebie ochotę, Louisie-syknęłam, wykrzywiając usta po raz kolejny w krzywym uśmiechu, po czym przejechałam dłonią po jego twarzy.
-Może czasami to ty jesteś za bardzo pewna siebie, Meg? Dlaczego się przed nim bronisz? Bronisz się przed uczuciem do niego? To naprawdę porządny facet... A co do twoich "propozycji" z ciężkim sercem muszę ci powiedzieć, że nie mam zamiaru się w coś takiego mieszać-odpowiedział, składając na mojej dłoni delikatny pocałunek.
-Świat nie kręci się wokół niego, do kurwy... Niech to zrozumie i nie gra ze mną, bo nie lubię, gdy ktoś idzie pod prąd na mojej drodze-uderzyłam pięścią lekko w stół, na co Louis przykrył ją swoją dłonią.
-Ale nie chcę, abym ja był twoją przykrywką przed nim. Mimo wszystko, mam nadzieję, że to przemyślisz. Naprawdę to mądry facet, który też ma uczucia. Pamiętaj o tym, Megan-dodał, na co moje pięści ponownie zacisnęły się.
-To nie ja zaczęłam, Louis.
-Bawicie się w kotka i myszkę, niepotrzebnie. Po co rozważać kto zaczął? Nie można normalnie porozmawiać, czy po prostu przestać sobie dogryzać? Przecież nikt nie jest ślepy i widać, że ciągnie was do siebie-odpowiedział Lou, uroczo uśmiechając się przy tym. Zbierała się we mnie złość, którą z miłą chęcią wyładowałabym na swoim towarzyszu.-Niech ci miną nerwy, nie musisz już nic mówić. Wiem, że nasza rozmowa mogłaby się skończyć kłótnią, bo w końcu tak "nienawidzisz" drążyć jego tematu, ale czy mogę napić się spokojnie kawy, która zapewne jest już zimna ze swoją przyjaciółką?-spytał szeroko uśmiechając się, a ja wypuściłem nosem powietrze, które na chwilę wstrzymałam.
-Masz szczęście, że cię lubię, Tomlinson. Inaczej tą kawę mógłbyś sobie wsadzić głęboko w dupę-odpowiedziałam, upijając łyk kawy, która rzeczywiście stała już zimna, ale mimo tego nie straciła swojego smaku, a Louis zaśmiał się ukazując przy tym szereg swoich białych zębów. Brunet wprowadził po chwili jak zawsze dobry humor opowiadając jak to ma już w zwyczaju parę kawałów, które były naprawdę dobre. W międzyczasie do Louisa zadzwonił Niall.
-Widzisz, Megan... Prawie bym zapomniał... Gramy dzisiaj koncert charytatywny dla jednej z fundacji, ale jest to dość szykowny koncert, na którym będzie dużo ludzi. Bardzo chcielibyśmy z chłopakami, żebyście się tam pojawiły razem z dziewczynami.
-Niech dziewczyny idą, ja nie przepadam za takiego typu imprezami...-powiedziałam szczerze, bo nie miałam zamiaru kłamać.
-Bardzo nam zależy na waszej obecności. Proszę, Meg-powiedział z nadzieją w głosie Louis, a naszą rozmowę tym razem przerwał mój telefon. Była to Nicki, która koniecznie chciała, abym po spotkaniu z Lou, od razu pojawiła się u niej.
-To Nicki... Powiedziała, że wszystkie idziemy na ten cały koncert i mam zjawić się u niej niebawem. Chyba nie mam wyboru... O której to się zaczyna?-dopytałam, bezradnie rozkładając ręce.
-O dziewiętnastej. Podrzucić się do Nic?-spytał Lou.
-A mógłbyś? W sumie możemy się już zbierać, bo nie wiem co one wymyśliły...-powiedziałam podnosząc się miejsca, a Louis uśmiechnął się do mnie. Mój towarzysz podwiózł mnie do przyjaciółki i po zaledwie piętnastu minutach znaleźliśmy się pod jej domem.
-Dziękuję, że mnie dzisiaj nie pobiłaś i jednak postanowiłaś wypić ze mną tą kawę-powiedział przy moim wyjściu Lou, śmiejąc się pod nosem.
-Udało ci się, Louisie-odpowiedziałam, obdarowując go szczerym uśmiechem i wyszłam z samochodu.
-Do zobaczenia!-krzyknął na pożegnanie, a ja ruszyłam do środka i od progu przywitały mnie moje przyjaciółki. Musiałam wytłumaczyć im się co robiłam z Louisem, bo w ich głowach zaczęły tworzyć się różne historie i to, że byliśmy na randce. Wytłumaczyłam im, że było to przyjacielskie spotkanie, ale nie zdawałam im dokładnej relacji.
-A co u was?-spytałam rozkładając się na łóżku Nicki, obok Emilie.
-Jason się odezwał...-powiedziała cicho Emilie spuszczając głowę w dół i zaczęła nerwowo bawić się palcami, a ja po tych słowach cała zesztywniałam.
-Co?-odezwała się cicho Nicki, niemało zdziwiona słowami naszej przyjaciółki
-Moi rodzice od razu się tym zajęli... Okazało się, że ten świr dorwał się do jakiegoś komputera w ośrodku. Podobno dzieją się z nim bardzo niepokojące rzeczy i bardzo... bardzo mu odbija. Prawdopodobnie te prochy tak go zniszczyły...
-Ale oni mają go pod kontrolą?-spytała zmartwiona Nicki, obejmując Emi ramieniem.
-Tak... Wszystko mają pod kontrolą i raczej szybko go nie wypuszczą. Ale nawet nie wiecie jak się przestraszyłam...-mówiła cicho Emi, a ja zauważyłam łzy zbierające się w jej oczach.
-Sukinsyn... Jeżeli kiedyś go wypuszczą, to załatwię sobie broń i strzelę mu w łeb-powiedziałam ze złością w głosie.
-Megan...
-Nikt nie będzie was krzywdził... Wtedy zadziera ze mną-syknęłam, po czym wstałam wyciągając z paczki papierosa, jednak szybko schowałam go, bo Nicki spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. "Zapomniałam, że tutaj się nie pali...". Po chwilowej niemiłej rozmowie położyłyśmy się z dziewczynami i zamówiłyśmy pizzę. Często gdy byłyśmy u której z nas grzeszyłyśmy zamawiając niezdrowe jedzenie i tak też było tym razem.
-To miło ze strony chłopaków, że nas zaprosili, prawda?-odezwała się Emilie, biorąc do ust ostatni kęs pizzy.
-Każda z nas wie dlaczego miło. Harry pewnie się ucieszy-powiedziałam, uśmiechając się w jednoznaczny sposób poruszając przy tym brwiami i na twarzy Nicki również pojawił się uśmiech.
-Przestańcie... Mówię, że są dla nas dobrzy, wszystkich-powiedziała rumieniąc się i mocno akcentując ostatnie słowo, a ja razem z Nic zaśmiałyśmy się i wymieniłyśmy ze sobą jednoznaczny wzrok.-Słuchajcie... Jeśli mamy się wyrobić, to może zaczniemy się szykować?
-No chyba już czas... Która idzie pierwsza do łazienki?-spytała Nicki podnosząc się z miejsca.
-To ja wracam do dom...-zaczęłam, ale moja przyjaciółka nie pozwoliła mi dokończyć.
-Nie, nie, nie. Dzisiaj wszystkie trzy robimy się na bóstwo... Tutaj-powiedziała dumnie Nicki, po czym na przegranej pozycji poszłam wziąć prysznic. Za mną poszły dziewczyny, a ja w tym czasie wysuszyłam włosy.
-Słuchajcie, nawet załatwiłam wam specjalne stroje...-mówiła z ekscytacją w głosie Nicki, wyciągając z pokrowca sukienki, które były bardzo eleganckie i piękne... Nienawidziłam takich strojów, bo czułam się w nich krępująco i zdecydowanie nie był to mój styl.
-Słuchajcie, ale mi wystarczą spodnie i elegancka bluzka-powiedziałam, wyłączając suszarkę z kontaktu.
-Zwariowałaś? Liam tutaj przed tobą był i mówił, że to bardzo uroczysta impreza i musimy założyć coś eleganckiego-powiedziała Nicki, klepiąc mnie po ramieniu.
-No to mają problem. Albo pójdę w spodniach i tak jak chce, albo nie pójdę w ogóle...-syknęłam lekko rozzłoszczona.
-Megan... Daj spokój, jak często chodzisz w sukience? Prawie nigdy. Raz na ile też fajnie jest się pokazać ubraną tak bardziej kobieco-mówiła Emi, przytulając mnie do siebie.
-Jestem dla was wszystkich dzisiaj za dobra-powiedziałam, prawie niewidocznie uśmiechając się. Wstałam stojąc przed lustrem w samej bieliźnie i myślałam co powinnam zrobić z włosami. Nie lubiłam takie szykowania się i picowania... Nigdy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić i zajmowała to zbyt długo czasu.
-Usiądź, pokręcimy je-powiedziała Nicki, klepiąc miejsce na łóżku na co ja wdzięcznie uśmiechnęłam się. Emilie robiła sobie makijaż, a ja zaczęłam lekko stresować się całą sytuacją. "Napewno będzie tam mnóstwo ludzi... Fotoreporterzy...". Siedziałam na łóżku niecierpliwie czekając, aż moja fryzura będzie gotowa.
-Jak cię chłopaki zobaczą-mrugnęła do mnie Emi, a ja tylko pokazałam jej język. W końcu po dłuższym czasie Nicki skończyła. "Nawet ładnie...". Następnie zrobiłam sobie makijaż; niezbyt mocny, aby wyglądać przyzwoicie. Założyłam na siebie granatową sukienkę w prostym fasonie, ze zmarszczonym

 paskiem materiału, który przebiegał wzdłuż sukienki, a do tego dziewczyny dobrały mi kolorowe szpilki na platformie. Podeszłam do lustra i osoba, którą zobaczyłam w odbiciu napewno nie była mną...
-Wow... Meg... Wyglądasz przepięknie-powiedziała Emi, poprawiając moje włosy.
-Wy też wyglądacie naprawdę zachwycająco-odpowiedziałam miło w stronę moich przyjaciółek.
-Megan, bo my nie jedziemy wszyscy razem. Chłopaki mają jakoś to wszystko tak ustalone, że każdy z nich przyjeżdża osobnym samochodem-mówiła Nicki, drapiąc się po głowie.
-Już są! Chodźcie na dół-krzyknęła Emilie, po czym szybko zabrała torebkę i ruszyła ku wyjściu. Podeszłam do okna i zobaczyłam pięć czarnych, lśniących samochodów, z przyciemnianymi szybami, które stały przed domem mojej przyjaciółki. Z pierwszego wyszedł Harry, biorąc pod rękę Emilie. "Ładnie razem wyglądają". Z kolejnego wyszedł Liam, a zaraz za nim Zayn...
-Nic, zrobiłyście to kurwa specjalnie...-powiedziałam twardo w stronę przyjaciółki.
-Megan, przestań. Widzę twoją reakcję na niego. Zejdź zaraz na dół-powiedziała moja przyjaciółka, przelotnie całując mnie w policzek. Moje serce przyspieszyło tempa, a oddech stał się płytki i nierównomierny. Usiadłam na łóżku, by się uspokoić, ale niestety to nie pomagało. Miałam ochotę zdjąć buty i uderzyć nimi o ścianę, mówiąc, że nigdzie nie pójdę. Nie mogłam tego zrobić... Szybko podniosłam się z miejsca, poprawiłam się w lustrze kierując się po schodach na dół. Czułam, że nogi uginają się pode mną...
-Dobry wieczór, słońce-odezwał się Malik, kiedy stanęłam przed nim w progu. Na mój widok jego oczy zaświeciły się i zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Witam, Panie Malik-odezwałam się chłodnym wzrokiem, ale mimowolnie na moją twarz wpłynął minimalny uśmiech.-Żeby było jasne... Nie idę z tobą dla przyjemności, czy relaksu... Nie chcę robić scen-powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
-Megan, wyglądasz... Zjawiskowo...-szepnął, podchodząc do mnie na odległość zaledwie kilku centymetrów.
-Ty też nawet niczego sobie. Blondynie z klubu napewno byś się spodobał-dogryzłam mu, 

wymijając go. Tak naprawdę Zayn wyglądał niesamowicie pociągająco w garniturze, a włosy postawione miał do góry jak zawsze w idealny sposób. "Czarna koszula-to, co lubię..."
-Megan-zatrzymał mnie, podchodząc bliżej, jednak ja nie odwróciłam się.-Nie ma dla mnie żadnej blondyny...
-Daruj sobie-syknęłam i ruszyłam przed siebie, jednak ten chwycił mnie za nadgarstek.
-Może mnie pani chwyci pod rękę?-spytał, zalotnie uśmiechając się.
-Nie żartuj-prychnęłam i podeszłam do samochodów, jednak nie bardzo wiedziałam do którego wsiąść.
-Tutaj-powiedział Zayn, otwierając mi drzwi. Bez słowa weszłam do środka i tak też minęła nam cała droga. Nie odezwałam się do mulata nawet jednym słowem, jednak mimo wszystko ten wydawał się być w dobrym humorze i cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. "Dobrze wiedział jak bardzo denerwowało mnie to, jak się na mnie gapi i robił to specjalnie...". Mimo wszystko zachowałam zimną krew i starałam się zachować spokój.
-Jesteśmy-powiedział, po czym drzwi od samochodu otworzyły się. Zayn wyszedł pierwszy, podając mi rękę.
-Chwyć mnie pod rękę-powiedział mi cicho nad uchem, kiedy stanęliśmy przed czerwonym dywanem przed tłumem fotoreporterów. "Co to ma kurwa być... Pierdolony koncert...". Mimo wszystko chwyciłam Zayna pod rękę i ruszyliśmy przed siebie.-Uśmiechnij się od czasu do czasu...
-Kurwa, coś jeszcze?-spytałam lekko zirytowana, jednak mimo wszystko na moją twarz wpływał nieśmiały uśmiech. W końcu znaleźliśmy się w środku. Było mnóstwo ludzi, jednak od razu ruszyliśmy za scenę.
-Dlaczego nikt mi nie powiedział, że tutaj będzie...no właśnie tak?!-syknęłam w stronę Zayna, kiedy znaleźliśmy się za sceną w... prawdopodobnie garderobie.
-Pięknie wyglądasz, Megan-powiedział przelotnie Harry, mijając nas i puszczając do mnie oczko.
-Podobno cię uprzedzili-powiedział Zayn, nie robiąc sobie niczego z moich nerwów.
-Ale nie wiedziałam, że będę musiała iść tutaj z tobą...-powiedziałam chłodno, a ten przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że stykaliśmy się swoimi ciałami i chwycił mnie z tyłu zaraz nad pupą.
-Przestań w końcu, albo po prostu się ze mną nie zadawaj. Grasz przede mną...-mówił mi nad uchem w taki sposób, że moje ciało przeszywały dreszcze.
-Nawet gdybym chciała mieć od ciebie spokój, to i tak byś za mną łaził jak ćma-odgryzłam mu się. Moje serce znowu biło niebezpiecznie szybko, a ja przy nim cała zesztywniałam.
-Powiedz tylko słowo. Tu i teraz. Powiedz, że nie chcesz mnie znać, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, że nasza znajomość nic dla ciebie nie znaczy-mówił miłym tonem, nie poruszając się. "Trafił w czuły punkt...". Nie mogłam wydusić z siebie nawet jednego słowa i nie miałam w sobie takiej siły, bym mogła wypowiedzieć te słowa, a moje ręce zacisnęły się w pięści. "Właśnie z nim przegrałam... Najgorsze co mogło się stać..."
-Po co mnie zwodziłeś, skoro bawisz się uczuciami?-odpowiedziałam w końcu, jednak gula, która znajdowała się w moim gardle utrudniała mi dalsze mówienie.
-To było sprawdzenie ciebie, kocie...-odpowiedział z pożądaniem w głosie, przez które

 moje ciało zalała fala ciepła. Staliśmy w bezruchu, a ludzie z zespołu chłopaków mogliby pomyśleć, że jesteśmy parą... Musnął moją szyję swoimi ciepłymi wargami, co spowodowało gęsią skórkę na moim ciele i to, że wygięłam głowę delikatnie do tyłu, rozkoszując się tą przyjemną chwilą rozkoszy... Chwycił moją prawą rękę unosząc ją do góry i jednocześnie zaczął szukać czegoś w kieszeni.-Mam dla ciebie prezent...
-Nie będę nic od ciebie brała-powiedziałam, odciągając rękę od niego, ale on okazał się silniejszy.
-Nie rób tutaj scen. To nic takiego... Prezent, możesz sobie powiedzieć, że po prostu... Po przyjacielsku... Noś ją zawsze przy sobie, bo czasami w życiu może ci się przydać. Nawet nie wiesz co może cię spotkać, a może wtedy podejmiesz dzięki temu słuszną decyzję-mówił, a ja nie sprzeciwiałam się już i pozwoliłam mu zawiesić na ręce podarunek. Był to srebrny łańcuszek, który miał coś wygrawerowane. Przyjrzałam się i ujrzałam piękny napis: Musisz podjąć ryzyko, jeśli chcesz znaleźć miłość...
-Chłopaki, zaraz ruszacie!-po pomieszczeniu rozszedł się głos, przez który wszyscy poderwali się z miejsca. Ja tylko spojrzałam Zaynowi prosto w oczy i czułam jak moje pole widzenia zaczynała przysłaniać mgła... "Nie teraz... Nie pora na beczenie...". Nie potrafiłam nic powiedzieć w dalszym ciągu, bo czułam jak to wszystko mnie przerastało. "Czyżbyś sobie nie radziła, Megan?"
-Ochroniarze zaraz zaprowadzą was na wasze miejsca. Macie je zaraz pod sceną-mówił Zayn, kiedy ciągle patrzyliśmy sobie w oczy.
-Zayn... Powodzenia-wydusiłam z siebie cicho, po czym moje usta przyległy do jego policzka, pozostając chwilę w bezruchu. Odsunęłam się od mulata, a na jego twarzy malował się uśmiech, na widok którego nogi po raz kolejny uginały się pode mną. Powoli wypuścił moją dłoń z uścisku, po czym mrugnął do mnie okiem i razem z chłopakami wyszli na scenę, a ja razem z moimi przyjaciółkami ruszyłyśmy na swoje miejsca. Cały czas gładziłam bransoletkę, która znajdowała się na moim nadgarstku i wypuściłam mocno powietrze, co spowodowało w pewnym rodzaju ulgę. "Cząstka ciebie, Zayn..."
*Późnym wieczorem*
Po dość ciężkim dniu i pełnym emocji w końcu znalazłam się pod domem. Usiadłam na murku przed domem odpalając papierosa, mocno zaciągając się nim. Paliłam w dość szybkim tempie, gdyż czułam głód nikotynowy spowodowany tym, że dzisiejszego dnia długo nie paliłam. Czułam głowie wiele myśli, których dzisiejszego wieczoru nie mogłam się pozbyć. Zbyt wiele się zdarzyło... Sama nie wiedziałam w jakim punkcie stanęłam i jak mam poruszać się dalej. "Gdzie twoja siła, Whitman?" spytałam samą siebie w myślach, po czym wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu prychnęłam do siebie pod nosem. Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu i nie patrząc na wyświetlacz, zmęczonym głosem odebrałam:
-Słucham?
-Megan? Nie wiem czy poznajesz...-usłyszałam w słuchawce jego głos. "Dave...". Cała zesztywniałam i wypuszczając papierosa z rąk czułam, jakby moje serce na chwilę przestało pracować.-W końcu cię odnalazłem.
-Dla mnie już nie istniejesz. Już dawno zniknąłeś z mojego życia-wyszeptałam z wrogością w głosie, po czym wypuściłam telefon z rąk, powodując pęknięcie ekranu. "Za dużo zaczęło dziać się w moim życiu..."


________________________________________________________

Cześć Kochani :) Rozszalałam się ostatnio, prawda? :) Dodaję tak szybko ten rozdział, bo jakoś nie miałam serca trzymać go dłużej w folderze i chciałam się nim już z Wami podzielić. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu i czekam na Wasze opinie :) Dziękuję za wszystkie komentarze, bo to właśnie one dały mi takiego kopa do pisania, że rozdział jest już dzisiaj :) Buziaki! 
+Jeśli macie jakieś pytania, możecie śmiało pytać, a ja z chęcią Wam odpowiem :) 

Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 17


Z perspektywy Emilie 

Moje ciało doskonale współgrało z melodią jaka wydobywała się z głośników. Dopiero teraz poczułam tą niesamowitą siłę, której mi brakowało w ostatnim czasie. Treningi i taniec były dla mnie wszystkim i to cały czas było w moim życiu niezmienione. Poruszałam się w rytm muzyki dając z siebie bez wątpienia sto procent, gdyż niezaprzeczalnie brakowało mi tego podobnie jak tlenu. Do głowy powrócił mi dzień, gdy znajdowałam się tutaj z Harry'm, ucząc go tańczyć. Były to naprawdę miłe wspomnienia i z pewnością był to dzień, który wspominałam z wielkim uśmiechem na twarzy. "Ale co z tym weselem?" spytałam samą siebie w myślach i wiedziałam, że muszę spytać się o to bruneta. 
-Emi, widać, że twoja forma jest lepsza niż przed przerwą. Jestem pod ogromnym wrażeniem-powiedziała pani Fisher, poklepując mnie po ramieniu. Faktem było to, że szybko udało mi się nadrobić wszelkie zaległości. 
-Cudownie, że znowu jesteś z nami-przytuliła mnie jedna z moich koleżanek z zespołu.
-Też się cieszę, Amy-odpowiedziałam, szeroko uśmiechając się.
-Dziewczyny, dziękuję za dzisiejszy trening i oczywiście widzimy się jutro. Do zobaczenia-powiedziała nasza trenerka, żegnając się z nami.-Czekajcie! Jak wiecie mistrzostwa zbliżają się ogromnymi krokami i to już naprawdę niedługo, tak więc w najbliższym czasie omówimy szczegóły wyjazdu. Lećcie już-dodała z uśmiechem, po czym ruszyłyśmy do szatni. Przebrałam się i ruszyłam ku wyjściu, po drodze żegnając się ze wszystkimi. Dzisiejszego dnia pogoda była całkiem ładna, jednak było duszno, co wskazywało na to, że deszcz mimo wszystko zagości w dzisiejszym dniu w Londynie. Mój brzuch domagał się jedzenia, a wodą podzieliłam się na treningu z dziewczynami, przez co wiedziałam, że koniecznie muszę odwiedzić jakiś sklep. "Nando's...". Restauracja ta znajdowała się niedaleko mojej szkoły tańca, więc wystarczyły trzy minuty i już znalazłam się w środku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i moje oczy zdążyły zauważyć postać ubraną w szare dresy, czarną koszulką, białe Nike, a blond włosy były postawione do góry. Bez wątpienia był to Niall i od razu dało się go rozpoznać. Podeszłam do blondyna czekającego przy kasie i stojąc za nim zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to-szepnęłam mu na ucho z uśmiechem na twarzy.
-Emi? Co ty tutaj robisz? Hej-przywitał się ze mną energicznie przytulając do siebie. 
-Miałam trening i spragniona jedzenia jak i picia przybyłam tutaj, bo miałam niedaleko-wytłumaczyłam blondynowi, przelatując oczami po menu. 
-Wspaniale, w takim razie możesz zdać się na mnie i pozwól, że wybiorę ci coś naprawdę pysznego, dobrze?-spytał mnie Niall, z wyraźną radością w głosie, jak i w jego oczach.-Nie pożałujesz-dodał z szerokim uśmiechem, na co ja twierdząco przytaknęłam głową. Zajęłam stolik przed lokalem, a Niall składał nasze zamówienie. 
-Niall, to jest naprawdę pyszne-powiedziałam, rozkoszując się wspaniałym smakiem kurczaka, jakiego zamówił mój przyjaciel. 
-Mówiłem, że nie pożałujesz. Tak jak ja się znam, to nikt się nie zna na jedzeniu-odpowiedział blondyn biorąc do buzi kolejny kęs kurczaka. Pochłaniał jedzenie w dwa razy szybszym tempie niż ja, co powodowało śmiech w środku mnie samej, gdyż nie chciałam tego pokazać na zewnątrz. Był on przy tym bardzo uroczy. 
-Przez ciebie chyba nie ruszę się z miejsca, blondynku-powiedziałam, dopijając przy tym swoją pepsi. 
-Spokojnie, z chęcią ci pomogę-odpowiedział z malującym się na jego twarzy szerokim uśmiechem.
-Muszę się w końcu zbierać, bo zaraz mam autobus, a z powodu tak pełnego brzucha szybko się tam nie doczołgam, mimo tego, że to za rogiem-powiedziałam, podnosząc się z miejsca. 
-Daj spokój, przecież cię odwiozę-odpowiedział Niall, dając mi znak machnięciem ręki, aby usiadła. 
-Ale naprawdę nie trzeba, ja mam autobus, a do przystanku mam dwa kroki.
-Emilie, chyba nie chcesz żebym się obraził, prawda?-powiedział Niall, udając naburmuszonego.
-Oczywiście, że nie-odpowiedziałam, lekko śmiejąc się. Niall był bardzo uroczy i zawsze jego towarzystwo powodowało to, że człowiek miał o wiele lepszy humor. Był ciepłą i wspaniałą osobą, równocześnie wrażliwą i bardzo pogodną. 
-Emi, a może pojedziesz ze mną do nas? Chłopaki się ucieszą, a zwłaszcza... Harry-dodał cicho Niall, poruszając przy tym w zabawny sposób brwiami, a po tych słowach czułam jak moje policzka zaczynają nabierać kolorów.
-Może nie, innym razem. Ostatnio dość często u was bywamy, więc nie będę znow...-mówiłam, ale irlandczyk przerwał mi w połowie słowa.
-O nie, wiem co chcesz powiedzieć dalej i nawet nie chcę słuchać takich głupot. Naprawdę wasza obecność w naszym domu to jest czysta przyjemność  i jakbyśmy mogli to zatrzymalibyśmy was tam na zawsze. Nie daj się namawiać, proszę. Spike napewno też tęskni za tobą... Nie bardziej niż Harold, ale z pewnością także mocno-mówił, szczerząc się od ucha do ucha,a ja czułam jak w tej chwili dosłownie paliłam już buraka, przez co spuściłam głowę na dół.-Harry miał rację, uroczo się rumienisz-dodał, przez co czułam jakby moje policzka paliły się.
-Dobra, Niall. Koniec tego gadania, jedziemy?-powiedziałam szybko odchrząkając i wstając ze swojego miejsca.
-Emilie nie wygłupiaj się. Daj mi chwilę pobyć w twoim towarzystwie super dżentelmenem. Fajne uczucie-powiedział blondyn, chwytając moją rękę w chwili, gdy wyciągnęłam z portfela pieniądze.
-Jesteś okropny-odpowiedziałam, zakładając ręce na piersiach, a ten kierując się do 
środka lokalu, by zapłacić posłał mi buziaka w powietrzu, na co ja zaśmiałam się. Poszłam 
 do samochodu, przy którym po zaledwie minucie pojawił się Niall, otwierając mi drzwi.
-Naprawdę prawdziwy dżentelmen-odpowiedziałam, poruszając brwiami tak samo jak przed momentem Niall. Wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy do domu chłopaków. 
-Jak trening? Wszystko w porządku?-spytał mnie Niall, uważnie patrząc przed siebie. 
-To, że wszystko to mało powiedziane, Niall. Ja dzięki temu poczułam, jakby żyła na nowo, uwierz mi. Ta decyzja niewątpliwie była tą słuszną-odpowiedziałam,zapewniając go o swojej racji. 
-Cieszę się, Emi. Widać po tobie, że promieniejesz-rzucił blondyn, nieśmiało uśmiechając się przy tym. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się pod domem chłopaków. Mój przyjaciel zamknął za mnie drzwi do samochodu i ruszyliśmy ku wejściu. 
-Emilie, naprawdę wam szczerze kibicuję i mocno trzymam kciuki-szepnął mi na ucho, obejmując mnie ramieniem. "Znowu się rumienisz... Opanuj się, Emi"
-Dziękuję, braciszku. Nie chcę poruszać tego tematu, ale mam nadzieję, że w końcu wszystko mi się jakoś ułoży-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Wierzę, że będzie dobrze. Pamiętaj, że masz nas. 
-Dobrze, że są tacy ludzie jak ty i chłopaki. Dziękuję-odpowiedziałam cicho.
-Do usług, siostrzyczko-powiedział Niall, ponownie uśmiechając mnie po czym cmoknął mnie w policzek i ruszyliśmy do środka. W domu panował o dziwo nieduży hałas, co bardzo rzadko zdarza się u chłopaków. Skierowaliśmy się do salonu, gdzie Louis z Zaynem prowadzili rozgrywki w fifę. "A gdzie Harry?"
-Hej, Emi!-krzyknął Louis, a zaraz za nim Zayn.
-Cześć chłopaki-przywitałam się z przyjaciółmi i na wieszaku powiesiłam torbę, kierując się bliżej nich.
-Wstawaj, grubasie-powiedział głośniej Louis w stronę Harry'ego, który spał na kanapie, a Spike również pochrapywał u niego na brzuchu. "Nie rozpłyń się, dziewczyno". Miałam ochotę uwiecznić to zdjęciem, ale z pewnością spotkałoby się to z docinkami chłopaków. Słowa Lou nie bardzo podziałały na zielonookiego, więc podeszłam siadając na skraju kanapy z radością ciesząc się widokiem tej wspaniałej dwójki. 
-Hej, Spike-pogłaskałam naszego labradora, który rósł jak na drożdżach, ale ciągle pozostawał tak samo piękny.
-Pobudka-szepnęłam na ucho Harry'emu, który po moich słowach leniwie zaczął się przeciągać i otwierać oczy. Nie przypuszczałam, że moje słowa wybudzą go ze snu, co o dziwo okazało się skuteczne.
-Emilie?-wymruczał cicho, niskim i zachrypniętym głosem, w którym dało się wyczuć nutkę zdziwienia, ale jednocześnie radości. 
-Dzień dobry, śpiochu-powiedziałam do niego miło uśmiechając się, po czym cmoknęłam na powitanie w policzek. 
-Takie pobudki to ja mógłbym mieć codziennie-rzucił w moją stronę, przeciągając się i 
uśmiechając się, po czym podniósł się razem psem do pozycji siedzącej. "Cholera, zawsze muszę wyglądać przy nich jak burak?"-Kiedy przyszłaś?
-Ja ją tutaj przywiozłem!-krzyknął z kuchni Niall wpychając sobie do buzi garść czipsów. "Gdzie on to wszystko mieści?"
-Dobrze cię widzieć-powiedział cicho Harry chwytając moją dłoń.
-Ciebie też, Harry-odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem jaki wpłynął dzięki niemu na moją twarz.-Spike, idziemy na spacer? Chciałabym zabrać psa na spacer, chyba nie macie nic przeciwko?-zwróciłam się do reszty.
-Emi, nie musisz o to pytać-odpowiedział Zayn, po czym puścił mi oko.
-Mogę ci potowarzyszyć?-spytał mnie cicho Harry patrząc na mnie sowimi dużymi, zielonymi oczami, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. "Uspokój się, dziewczyno"
-Wciągnij żółtko i czekam ze Spikiem przed domem-powiedziałam poklepując go po ręce i wzięłam ze sobą psa, ruszając na zewnątrz, zostawiając swoje rzeczy w domu chłopaków. Usiadłam na schodach przed domem czekając na Harry'ego wykorzystując ten czas na zabawę z psem, który był cudowną maskotką i najlepszym przyjacielem dla człowieka. Czekając na mojego towarzysza poczułam w sobie dziwne emocje; radość, której nie mogłam powstrzymać. 
-Już jestem-powiedział Harry, wyskakując zza drzwi. Ruszyliśmy jak zawsze w stronę Hyde Parku bardzo wolnym krokiem, aby się zrelaksować. 
-Harry, mam do ciebie pytanie. Kiedy ty masz to wesele, na które uczyłam cię tańczyć? Bo trochę już minęło i właśnie tak się dzisiaj nad tym zastanawiałam, bo nie wiedziałam czy popisałeś się już swoimi umiejętnościami-powiedziałam miło w stronę moje przyjaciela.
-Wesele... Ekhm... Yyy... To wesele... Ono... Ono dopiero będzie... Będzie, będzie... Będzie w... No za jakiś czas ono będzie. Takkk... O, popatrz jakie ładne drzewo, prawda?-mówił żwawo Harry bardzo zmieszany i mocno gestykulując rękoma.
-Wszystko z tobą w porządku, Harry?-mówiłam rozbawiona jego zachowaniem, bacznie mu się przy tym przyglądając bo jego reakcja i odpowiedź były mniej niż normalne. 
-Tak. Wszystko dobrze. Tylko, tylko... No wiesz... Ja nie lubię wesel-mówił przebierając palcami, na co ja tylko głośno zaśmiałam się.
-Co cię tak rozbawiło? Ze mnie się śmiejesz?-mówił, udając smutek na swojej twarzy, jednak nie wychodziło mu to dobrze, gdyż po chwili parsknął śmiechem. 
-Jesteś naprawdę uroczy, gdy się stresujesz-odpowiedziałam, rzucając naszemu psu duży patyk, który powodował w nim wiele radości, jak u każdego zwierzęcia. 
-Nie mów mi, bo tym razem ja się zarumienię-powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.-Emi, promieniujesz i pięknie wyglądasz-dodał, przez co ja znowu zarumieniłam się, gdyż zawsze tak reagowałam, gdy ktoś rzucał w moją stronę komplementy.-O, właśnie z tymi rumieńcami wyglądasz jeszcze piękniej. Uwielbiam je-odpowiedział, szepcząc mi to na ucho tak blisko, że poczułam jak jego miętowy oddech owiewa moją skórę, powodując na niej gęsią skórkę. Moje policzka znowu zaczynały przybierać niebezpiecznie mocniejszą barwę, przez co znowu spuściłam głowę w dół starając się to ukryć.-Słońce, nie ukrywaj ich bo są naprawdę cudowne-dodał, mocno akcentując ostatnie słowo. 
-Ja ich nie lubię-odpowiedziałam cały czas zawstydzona. Szczerze ich nienawidziłam, bo czułam się wtedy jak prawdziwy burak. W końcu ileż razy można się czerwienić do takiego stopnia? Szliśmy całą drogę śmiejąc się i nieustannie rozmawiając. W końcu znaleźliśmy się w parku, gdzie dzisiejszego dnia nie było wiele ludzi, bo pogoda była coraz gorsza.
-Emilie, przepraszam, że znowu do tego nawiązuje... Ale bardzo się cieszę, że w końcu do nas powróciłaś. Jako ta stara Emi. 
-Nie przepraszaj mnie, Harry. Też się cieszę, że w końcu zaczęło być w miarę normalnie. Bynajmniej staram się jak mogę...-odpowiedziałam, lekko się do niego uśmiechając.
-Doskonale ci to wychodzi, naprawdę-odpowiedział Harry, zakładając rękę na moje ramię. "Moja bariera bezpieczeństwa..."
-Niestety, miłość chyba nie jest dla mnie. Jestem w tym kiepska i tak było w tym przypadku... A ty? Jak to było u ciebie z dziewczynami?-powiedziałam, przebierając palcami. Nigdy nie lubiłam takich tematów, zwłaszcza, że ten dotyczył w pewnym stopniu Jasona, jednak wiedziałam, że z Harrym mogłam rozmawiać o wszystkim. Spojrzałam mu w oczy, a jego twarz po moich słowach wyraźnie spochmurniała.
-U mnie... Nie powiem, bo miałam kilka przygód z kobietami, niekoniecznie najmilszych. Ale ja nie szukam już nikogo na siłę. Może ten ktoś nie jest wcale tak daleko jak nam się wydaje?-powiedział stonowanym głosem patrząc przed siebie, ale ciągle nie wypuszczał mnie ze swoich objęć.
-Harry...-zaczęłam nieśmiało, zatrzymując się.-Dziękuję ci za wszystko co zrobiłeś dla mnie do tej pory. Od tego zdarzenia poświęciłeś mi mnóstwo czasu, co z pewnością przyczyniło się do tego, że było mi lepiej. Martwiłeś się, cały czas się mną opiekowałeś... Gdyby nie ty, nie wiem czy byłoby tak jak teraz. Nie było okazji, żebym ci podziękowała za to wszystko... Wiem, że mam u ciebie duży dług i napewno postaram się go spłacić... Postaram ci się jeszcze odwdzięczyć za to wszystko. Szczerze dziękuję-mówiłam po czym mocno przytuliłam się, gdyż czułam, że łzy zaczynają napływać mi do oczu. 
-Dla ciebie zrobię wszystko, Emi-powiedział cicho, trzymając mnie w swoich objęciach i składając na mojej głowie pocałunek, przez który poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele. "Mój Aniele..."
-Spike, chodź tutaj-krzyknął Harry, do małego labradora, który zaczął biegnąć w nieznanym kierunku, jednak po krzyku Harry'ego od razu do nas podleciał. 
-Zaczyna kropić-powiedziałam, gdy właśnie mieliśmy siadać na ławce. Na moje słowa Harry tylko tajemniczo uśmiechnął się, bo to, że deszcz nas złapie było już chyba sytuacją nieuniknioną, gdyż krople zaczęły zwiększać swoją częstotliwość. "Cholera... Mam białą bluzkę". Od razu zawróciliśmy jednak było to na marne, gdyż złapał nas tak duży deszcz, że w ciągu trzydziestu sekund byliśmy przemoczeni do suchej nitki.
-Wiesz, deszcz potrafi być przyjemny-powiedział Harry, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów. Mokre ubrania i cholerna, cienka, biała bluzka całkowicie przylegała do mojego ciała uwidaczniając moje ciało.
-Przestań, Harry. Wyglądam jak zmoknięta kura-mówiłam mimo wszystko z udawaną złością i lekkim uśmiechem na twarzy. Normalnie byłabym strasznie zła będąc przemoczona do suchej nitki, jednak w tej chwili czułam się naprawdę dobrze. "To z nim czułam się dobrze". Jedyną krępującą rzeczą była dla mnie ta pieprzona bluzka, która czy była w tej chwili na mnie czy też nie i tak pokazywała dosłownie wszystko co pod nią było, a Harry cały czas bacznie mi się przyglądał.-Proszę cię, nie patrz się tak na mnie, bo zaraz moje policzki zaczną się palić.
-Niech się palą, temu także dokładnie się przyjrzę-mówił cały czas z nieschodzącym uśmiechem na twarzy. Kątem oka co chwilę spoglądałam na Harry'ego przyglądając się jego mięśniom, które doskonale były widoczne poprzez jego zmoczoną koszulkę, przez co moje ciało w środku również zaczynało się palić. "Jesteś cholernie seksowny, Styles...". Po kilkunastu minutach szybkim krokiem doszliśmy do domu. 
-Co wam się stał... No, no, no... Emilie, naprawdę pięknie dzisiaj wyglądasz-powiedział Zayn, schodząc z góry i zatrzymując się równocześnie uważnie patrząc się w jeden punkt-moją białą, przemoczoną bluzkę. "W sumie to jakby jej nie było...".
-Ulala... No rzeczywiście... Emi, piękna bluzka-dodał Niall, wyłaniając się zza kanapy.
-Emilie! Wow... Po prostu brak mi słów-dopowiedział Louis, stając koło Zayna. Ja stałam jak wryta razem z Harrym, paląc się na twarzy ze wstydu, co dzisiejszego dnia było chyba rzeczą normalną.
-Prawda, że wygląda... olśniewająco?-dodał po chwili ciszy i wpatrywania się we mnie Harry, obejmując mnie ramieniem. 
-Harry..-syknęłam w jego stronę, wbijając mu łokieć w żebra przez co ten zgiął się w pół.
-No dobrze, koniec tego chłopaki. Chodź Emi, dam ci coś suchego. Z ciężkim sercem...-powiedział, uśmiechając się pod nosem i chwytając mnie za rękę udaliśmy się do jego pokoju. Po drodze cała trójka stała jak małe pieski, wpatrując się w nas maślanymi oczami. Weszliśmy do pokoju Harry'ego, w którym panował lekki bałagan, jednak mimo to było dość przyjemnie. Poprzez mokre ubrania Harry zauważył, że zimno dawało się trochę we znaki. Podszedł do szafy wyciągając z niej swoją czarną koszulkę i z nieznikającym uśmiechem z jego twarzy wręczył mi ją do rąk. Ruszyłam do łazienki i założyłam na siebie suchą koszulkę, która na całe szczęście sięgała mi do połowy ud, a następnie wycisnęłam z moich włosów wodę. Lekko przeczesałam je i ruszyłam z powrotem do pokoju bruneta. Ten leżał na łóżku podparty na łokciach, a gdy weszłam jego oczy zaświeciły się i podniósł się stając przede mną. Czułam jak niezliczony raz dzisiejszego dnia na moją twarz wpłynął rumieniec, który rozpalał ją coraz bardziej. 
-Harry, nie patrz tak, bo zaraz zapadnę się pod ziemię-powiedziałam cicho, zawstydzona całą sytuacją. Jego piękne, zielone tęczówki z dużą uwagą i fascynacją wpatrywały się we mnie, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku. 
-Emilie, kiedy ja nie mogę... Jesteś taka piękna. Jeszcze kiedy stoisz przede mną tylko w mojej koszulce...-mówił zbliżając swoją twarz coraz bliżej mnie. Zaczęło robić mi się niebezpiecznie ciepło, a ja cały czas czułam fale ciepła, które od środka zalewały moje ciało. Nie byłam w stanie odezwać się ani jednym słowem i czułam jak nogi uginają się pode mną. Harry chwycił moją brodę, unosząc twarz ku górze.-Jesteś najpiękniejsza...-szepnął znajdując się dosłownie centymetr od mojej twarzy, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie miałam w sobie takiej siły, by się od niego oderwać. "Może po prostu nie chciałam?". Bicie mojego serca nabrało niebezpiecznie szybkiej prędkości, co z pewnością Harry wyczuł, przyciskając mnie do siebie. Stałam znieruchomiała trzymając dłonie na jego  mokrym i umięśnionym torsie i rozkoszowałam się wspaniałym smakiem i miękkością jego ust, które razem z moimi współgrały idealnie. 
-Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Mam do ciebie straszną słabość, Emilie-szepnął nadal znajdując się w niewielkiej odległości od mojej twarzy, a ja nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. "No odezwij się, dziewczyno!"
-Harry... Tak... Ja, ja chyba też... To znaczy... Nie, to nie powinno... Po prostu... Ja nie jestem dobra w tych sprawach...-mówiłam, plącząc się jak małe dziecko, które nie potrafi mówić. "To przez niego... Ciekawe co teraz sobie pomyśli?"
-Emilie, ja nie chciałe...
-Ja chyba... Może już pójdę-powiedziałam, wodząc wzrokiem po podłodze i wyszłam z pokoju.
-Emilie, zaczekaj. Mam dla ciebie jeszcze spodenki-zatrzymał mine Harry, wręczając mi do rąk krótkie, granatowe spodenki. 
-Dziękuję-szepnęłam i ruszyłam na dół.
-Emilie-zatrzymał mnie drugi raz.-Nie chciałem cię wystrasz...
-Jest w porządku, Harry-odpowiedziałam, wykrzywiając usta w nieśmiałym uśmiechu. Zeszłam na dół, zabierając z wieszaka swoją torbę, którą zostawiłam po treningu i stanęłam w progu, żegnając się z całą resztą.
-Emi, nie żeby coś, ale w tamtym wydaniu prezentowałaś się lepiej-rzucił komentarzem Louis, podnosząc się z miejsca.
-No, no. Harry użyczył ci swoich ubrań... To nie zdarza się często-wtrącił swoje dwa grosze Zayn.
-Dobra, dajcie jej już spokój, bo zaraz stracimy życie. Zawieźć cię, Emilie?-powiedział Niall, a ja obdarowałam go wdzięcznym wzrokiem. 
-Poradzę sobie, dzięki. Trzymajcie się-pożegnałam się i ruszyłam ku wyjściu.
-Emilie!-zatrzymał mnie Zayn.-Ale nie gniewasz się na nas?
-Nie gniewam-uśmiechnęłam się, obdarowując go szczerym uśmiechem i wyszłam na zewnątrz. Zaczynało robić się już ciemniej, jednak nie zapadł całkowity zmrok. Do domu nie miałam aż tak długiego dystansu, więc dłuższy, wieczorny spacer dobrze mi zrobił. Szłam ulicą rozkoszując się świeżym powietrzem, jakie unosiło się po tak obfitych opadach. Moje myśli cały czas zaprzątała sytuacja, która przed kilkoma minutami miała miejsce pomiędzy mną a Harrym. Nie chciałam wiązać się w niepotrzebne relacje, przez które potem z pewnością mogłabym cierpieć, a tego nie chciałam. Tylko czy przy Harrym mi to groziło? "Dlaczego tak mnie do ciebie ciągnie, Styles?". Zadawałam sobie to pytanie nie znajdując na nie odpowiedzi. Bałam się miłości po przykrych przygodach jakie miały miejsce w moim życiu. Z pewnością więcej bym już nie zniosła i zwyczajnie się tego bałam. Bałam się miłości, czy jakiegokolwiek uczucia... Kiedy znajdowałam się już niedaleko mojego domu, moim oczom mignęło czarne auto, a w nim... Ta sama twarz, fryzura, rysy... "Dave?!". Mimo zmroku, który zdążył już nadejść nim doszłam do domu to potrafiłam dostrzec postać, która z niewielką prędkością mijała mnie. To niemożliwe... Wyciągnęłam telefon i od razu napisałam do Nicki, prosząc ją, by za kilkanaście minut weszła na internet, bo musiałam się z nią tym podzielić. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć i co mam z tym robić. Ciekawiło mnie to, czy Megan jest świadoma tego, kto właśnie mógł znajdować się w Londynie. "Po tak długim czasie...". W końcu znalazłam się w domu, gdzie do progu przywitała mnie mama, oczywiście zaskoczona tym, co miałam na sobie. 
-Kochanie, czy to są ubrania któregoś z chłopaków?-spytała mnie moja rodzicielka z uśmiechem jaki malował się na jej twarzy.
-Tak, mamo. To ubrania Harry'ego. Byliśmy na spacerze i złapał nas deszcz, więc podarował mi swoje suche ubrania-powiedziałam szybko i unikając późniejszych zbędnych pytań, ruszyłam na górę. 
-Cześć, szkrabie-przywitałam mojego młodszego brata, wchodząc do niego do pokoju.
-Emilie!-malec od razu wpadł w moje ramiona, mocno przytulając. Także jego uwadze nie umknęły ubrania, w jakich byłam.-Dlaczego masz na sobie takie duże ubrania? 
-Bo to nie są moje ubrania, Tom. Po prostu złapał mnie deszcz, gdy byłam na spacerze-mówiłam, rozbawiona jego miną z jaką przysłuchiwał się temu, co mówiłam.
-A kto ci je dał?-dopytywał blondyn, będąc u mnie na rękach.
-Harry-odpowiedziałam cicho, odstawiając go na ziemię.
-Harry! Harry dał ci swoje ubrania, czyli jest twoim chłopakiem? Moja siostra ma super chłopaka!-krzyknął uradowany, obkręcając się wkoło. 
-Tomy... Harry nie jest moim chłopakiem. Jest moim przyjacielem-wytłumaczyłam mu, a jego mina w ciągu sekundy zrzedła. 
-Dlaczego? Nie może być twoim chłopakiem? Wtedy pewnie częściej by do nas przychodził. Chciałbym się z nim pobawić, albo pograć w piłkę. Kiedy go zaprosisz?-nadal nie zbaczał z tematu zielonookiego, który wyraźnie zyskał ogromną sympatię mojego brata. 
-Nie wiem, Tom. Może niedługo do nas wpadnie-odpowiedziałam, zaspakajając jego ciekawość i ruszyłam do pokoju, czekając na Nicki, która już powinna być na Skype. "Dobrze mi w twoich ubraniach, Panie Styles" zaśmiałam się do siebie w myślach, zaciągając się wspaniałą wonią zapachu bruneta z jego ciuchów. W oczekiwaniu na Nicki sprawdziłam swoją pocztę, na której miałam nową wiadomość, którą od razu otworzyłam. 
"I tak będziesz moja.
Twój J."
Moje ręce zaczęły się pocić, ciało zalała fala dreszczy, a do oczu napłynęły mi łzy, które z trudem potrafiłam powstrzymać. "Czego znowu ode mnie chcesz, Jason?"

_____________________________________________________

Cześć Kochani :) Dosyć szybko przychodzę z nowym rozdziałem z racji tego, że miałam trochę wolnego czasu :) Trochę martwi mnie ilość komentarzy, która zmalała :( Ale i tak dziękuję wszystkim, którzy cały czas są ze mną :) Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Buziaki! 
+Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało pytajcie :) 

Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm