Z perspektywy Emilie
Cały dzień wolny-już dawno nie miałam okazji, by trafił mi się dzień bez treningu. Mimo tego, że je uwielbiałam to potrzebowałam od dłuższego czasu trochę odpoczynku. Ze względu na intensywne treningi i bardzo dobry układ, który dopracowywałyśmy poświęcając temu wiele czasu nasza trenerka postanowiła wynagrodzić nam to dając wszystkim trzy dni wolnego. Leżałam beztrosko na łóżku z laptopem na kolanach, rozmyślając o tym, co zrobić w wolnym czasie.
-Emilie, masz gościa-powiedziała moja mama z tajemniczym uśmiechem na ustach, wychylając głowę zza drzwi. Skinęłam głową i uniosłam do góry jedną brew w geście zapytania, kto mógł mnie odwiedzić.
-Harry?-spytałam zdziwiona, gdy moim oczom ukazał się brunet z nieśmiałym uśmiechem malującym się na jego twarzy.
-Hej, Emi-powiedział do mnie, składając na moim policzku przelotnie buziaka.-Nie przeszkadzam?
-Nie, coś ty. Właśnie delektuję się nicnierobieniem, bo mam trzy dni wolnego-odpowiedziałam, zsuwając komputer z kolan, a zielonooki usiadł koło mnie.
-Masz bardzo miłych rodziców-rzekł z szerokim uśmiechem, przez co można było zobaczyć jego urocze dołeczki, które z pewnością urzekły miliony dziewczyn.
-Już zdążyłeś ich poznać?-powiedziałam, również miło uśmiechając się.
-Tak i są to naprawdę świetni ludzie.
-Nie zaprzeczę, bo są naprawdę wspaniali-powiedziałam z uznaniem w głosie, gdyż byłam dumna z tego, że mogę uważać ich jako swój autorytet.
-Emilie, właściwie przyszedłem tutaj, aby wyciągnąć cię na spacer. Masz ochotę?-spytał nieśmiało z nieschodzącym uśmiechem z jego twarzy.
-Z chęcią-powiedziałam, po czym Harry wstał, podając mi rękę i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy po schodach na dół, kierując się do wyjścia.
-Wychodzę!-krzyknęłam, chwytając za klamkę, jednak zatrzymał mnie mój brat, który podleciał do mnie z prędkością światła kurczowo tuląc się do moich nóg.
-Emilie, weźcie mnie ze sobą!-mówił słodko i błagalnym tonem. Nie miałam serca mu odmawiać, jednak wiedziałam, że zabranie go ze sobą na spacer z Harrym nie byłoby dobrym pomysłem, gdyż mojemu przyjacielowi mogłoby to przeszkadzać.
-Tom, nie teraz, jutro pójdziemy razem, dobrze?-mówiłam ciszej do blondyna, który nie zmniejszał swojego uścisku.
-Dlaczego nie dzisiaj? Niech idzie z nami-powiedział zachęcająco Harry. Ja tylko spojrzałam na niego ze zdziwieniem, gdyż nie każdy chłopak byłby za tym, aby jakiś małolat towarzyszył mu w spacerze z jakąkolwiek dziewczyną.
-Nie masz nic przeciwko?-spytałam.
-Pewnie, że nie. Idziemy, Tom?-spytał w stronę malucha, a w jego oczach pojawiły się tańczące iskierki radości. Blondyn odrazu chwycił dłoń Harry'ego ciągnąc go na zewnątrz.
-Uważajcie na niego-powiedziała moja mama, gdy zamykałam drzwi, a ja tylko skinęłam głową na znak, że może być o niego spokojna.
-To gdzie idziemy?-spytałam, patrząc na dwóch mężczyzn, którzy mnie teraz otaczali.
-Słuchajcie, może rozegramy jakiś meczyk w piłkę nożną? Tomy co ty na to?-spytał Harry kucając obok mojego brata i równocześnie patrząc na mnie.
-Tak, tak, tak!-krzyczał Tom, a ja tylko uśmiechałam się pod nosem.
-Ale wiecie, że nie mam z Wami żadnych szans?-powiedziałam do obydwóch,
którzy bacznie mi się przyglądali.-No dobra. Tomy, to leć jeszcze po piłkę-powiedziałam do blondyna, a ten odrazu ruszył pędem.
-Jest świetny, chyba jak wszyscy w twoim domu-powiedział Harry obejmując mnie ramieniem.
-Już mam!-krzyknął od drzwi mój brat, trzymając w rękach piłkę, a po zaledwie dwóch sekundach znalazł się koło nas.-To gdzie idziemy?
-Hyde Park?-spytał brązowowłosy.
-Myślę, że będzie dobrze-odpowiedziałam, po czym Tom oddał piłkę w ręce Harry'ego, tak, by mógł chwycić za dłonie mnie jak i jego i ruszyliśmy w wyznaczone miejsce. Większość drogi minęła nam w dobrych nastrojach, w połowie przez mojego brata i Harry'ego, którzy co chwilę mówił coś zabawnego. Miałam wrażenie, że Tomy to mały Harry, lecz o innym wyglądzie.
-Ty jesteś chłopakiem Emilie?-spytał nagle blondyn Harry'ego. Na to pytanie uśmiechnęłam się nieznacznie. Spojrzałam na loczka, a on w tym samym momencie wbił wzrok we mnie, zalotnie uśmiechając się, a na mojej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce.
-Nie, nie jestem chłopakiem twojej siostry-odpowiedział, kątem oka patrząc na mnie.
-Dlaczego? Przecież bierzesz ją na spacer, a zawsze tak robi chłopak ze swoją dziewczyną-powiedział mój brat, przyglądając się Harry'emu.
-Tomy, nie każdy kto idzie ze sobą na spacer musi być z tą osobą. Mogą się przyjaźnić, tak jak ja z Harrym-powiedziałam ze spokojem w głosie, a Harry po tych słowach odwrócił wzrok.
-Szkoda. Fajnie by było jakbyś była jego dziewczyną, prawda Harry?-spytał mój brat ponownie brązowowłosego.
-Pewnie-odpowiedział ciszej, znowu uśmiechając się, ukazując przy tym
szereg swoich białych zębów.
-Harry chce być twoim chłopakiem!-krzyknął malec, wybiegając przed nas.
-Tomy przestań już-powiedziałam do mojego młodszego brata, czując jak rumienię się jeszcze bardziej.
-Emilie, ale twoje rumieńce są naprawdę urocze-wyszeptał mi na ucho Harry, a ja poczułam jak w tym momencie spaliłam totalnego buraka.-O właśnie tak jak teraz-dodał, zalotnie uśmiechając się do mnie, a ja speszona i zawstydzona spuściłam wzrok, uśmiechając się pod nosem. Po kilku minutach dalszej drogi i dyskusji na różne tematy dotarliśmy do parku. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że mój mały brat będzie przy Harrym taki rozmowny i otwarty. Musiał go naprawdę polubić. Dobraliśmy się w dwie drużyny. Ja byłam z Harrym, a Tom sam, gdyż uważał, że jestem na tyle słaba, że muszę być z kimś w drużynie, a on doskonale da sobie radę sam. Chcąc sprawić frajdę maluchowi, oczywiście zgodziłam się na to. Tomy bardzo wczuł się w grę głównie z Harrym, gdyż to oni głównie biegali za sobą, chcąc sobie odbierać wzajemnie piłkę. Harry wczuwał się nie mniej niż mój brat, a ja byłam bardzo zadowolona z tego jaka relacja zaczęła się między nimi tworzyć. Po kilkudziesięciu minutach biegania w końcu obydwoje zmęczenie upadli na trawę.
-Tomy, chyba dzisiaj z tobą przegrałem-powiedział Harry, uśmiechając się do mnie pod nosem.
-Tak, napewno-mówił radością w głosie Tom.-Następnym razem dam ci wygrać-dodał z dumą w głosie. Obydwoje odpoczęli po tak dużym wysiłku i po kilkunastu minutach leżenia na zielonej trawie, która latem wyglądała przepięknie wstaliśmy i przechadzaliśmy się uliczkami Hyde Parku. Gdy przechodziliśmy obok chłopaka,który sprzedawał róże, Harry powiedział w moją stronę:
-Poczekaj tu na mnie chwilę-a następnie razem z moim bratem, ruszyli do niego.
-Proszę, dla pięknej pani-powiedział Harry, pojawiając się koło mnie po chwili i wręczając mi do rąk jedną z róż.
-I ode mnie też! Dla najlepszej i najpiękniejszej siostry-powiedział mój brat, także wręczając mi jedną z róż. Czułam jak na moją twarz wpływa kolejna fala rumieńców, czego kompletnie nie mogłam kontrolować.
-Dziękuję-odpowiedziałam cicho, po czym wstałam i pocałowałam mojego brata w policzek.-Dla najlepszego brata pod słońcem.-A następnie podeszłam do Harry'ego, także składając na jego policzku pocałunek.-I dla najlepszego... Dla najlepszego przyjaciela i faceta pod słońcem.
-Słyszeć to z takich ust... To zaszczyt dla mnie-powiedział zielonooki, po raz kolejny dzisiejszego dnia zalotnie uśmiechając się, co niesamowicie działało na kobiety. "Znowu ten uśmiech... Harry, przestań..." Swoimi słowami dobrze wiedział, że spowoduje rumieńce na mojej twarzy, a w tej chwili byłam pewna, że robi to celowo. Po długim spacerze, kierowaliśmy się w stronę naszego domu. Ciągle śmialiśmy się,a tematy do rozmów nie kończy się. Mój brat był najwidoczniej bardzo zainteresowany osobą Harry'ego, gdyż ciągle miał do niego jakieś pytania, zagadywał, a ten cały czas z zainteresowaniem i ekscytacją odpowiadał mu na każde z nich.
-A dlaczego Emi nie może być twoją dziewczyną? Przecież jest ładna i fajna, prawda?-spytał nagle zielonookiego, a jego mina była prawie taka sama jak moja. Zdziwienie i rozbawienie zarazem? Tak, chyba tak można było opisać naszą mimikę.
-Twoja siostra jest piękna, i jest cudowna, ale wiesz Tom...-mówił Harry, a w tym momencie chyba nie wiedział co ma powiedzieć mojemu bratu.
-Czasami nie wszystko jest takie proste, skarbie-dokończyłam za niego i na całe szczęście już znaleźliśmy się koło domu.-Leć już Tomy do domu, a ja zaraz przyjdę.
-To cześć Harry. Pogramy jeszcze w piłkę?-powiedział maluch z nadzieją w głosie.
-Pewnie, że tak. Jeszcze nie jeden raz. Trzymaj się, piłkarzu-odpowiedział, po czym przybił mu piątkę, co najwidoczniej uszczęśliwiło małego i pobiegł do domu.
-Świetny chłopak, i za to jaki ciekawy wielu rzeczy-powiedział ze śmiechem w głosie Harry.
-Tak, czasami aż za bardzo. To ja też będę się już zbierała do domu-mówiłam nieśmiało, choć tak naprawdę tak dobrze było mi przy moim dzisiejszym towarzyszu, że mogłabym z nim rozmawiać jeszcze przez bardzo długi czas.
-Dziękuję za bardzo miłe po południe-powiedział, podchodząc bliżej mnie, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
-To ja dziękuję, że nas zabrałeś-odpowiedziałam, uśmiechając się do niego i wpatrując się w jego zielone, błyszczące tęczówki.
-W takim razie do zobaczenia?
-Do zobaczenia, Harry-powiedziałam, po czym pożegnałam się z nim cmoknięciem w policzek i uśmiechnęłam się udając w kierunku drzwi, prowadzących do domu. "Oby więcej takich dni. Z nim..."
*3 godziny później*
Przeglądałam twittera, śledząc nowe tweety moich znajomych i oglądając ich zdjęcia. W trakcie czytania następnej wiadomości jednego z moich znajomych ze szkoły tańca, przyszła mi wiadomość. Otworzyłam ją, jednak numer był mi nieznany.
"Czekam przed domem. To bardzo ważne :)
A to mój drugi, nowy numer. Specjalnie dla Ciebie...
Harry xx"
Na widok treści tej wiadomości mimowolnie uśmiechnęłam się i udałam się na dół, kierując na zewnątrz. Na dole nie było nikogo, gdyż było już trochę późno więc bez żadnego słowa, wymknęłam się na chwilę na dwór. Moim oczom ukazało się duże, czarne auto, które jednak nie wydawało mi się, by należało do Harry'ego. Stało ono nie bezpośrednio koło mojego domu, tylko kilkanaście metrów dalej. Podeszłam, spoglądając przez szybę do środka, jednak tam nikogo nie było. "O co tutaj chodzi?" Nagle poczułam silny uścisk wokół szyi i ktoś wprost wepchnął mnie do środka pojazdu. "Znowu on..." I nie myliłam się, gdy po dosłownie dwóch sekundach po stronie kierowcy znalazł się Jason. Próbowałam szarpać klamką, jednak było to na marne.
-Jason?-spytałam prawie niedosłyszalnie, gdyż strach sparaliżował całe moje ciało.-Co ty do cholery robisz?
-Mówiłem ci, że to jeszcze nie koniec. Ja zawsze dotrzymuję słowa-powiedział z szyderczym uśmiechem, a ja ciągle siłowałam się z klamką od pojazdu, jednak było to marne.-Nic z tego, kochanie. Nie uciekniesz-dodał, odwracając się w moją stronę, po czym odpalił silnik i ruszył przed siebie. Byłam sparaliżowana do takiego stopnia, że w tym momencie nie mogłam wykonać żadnego ruchu.
-Do jasnej cholery, zatrzymaj się!-krzyknęłam, jednak on jak gdyby nigdy nic parzył przed siebie, przyspieszając.-Czego ty ode mnie chcesz?-spytałam z ogromną gulą w gardle, która utrudniała mi wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, a do oczu zaczęły napływać łzy. Bałam się... Tak cholernie się bałam.
-Chcę mieć cię tylko dla siebie-odpowiedział z przerażającą ekscytacją w głosie. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, których nie mogłam powstrzymać. Nie miałam żadnej drogi do ucieczki. Żadnej...
-Nie zachowuj się jak świr! Zatrzymaj się! Kurwa mać!-krzyczałam, jednak on nadal nic nie robił sobie z tego, że własnie zdzierałam moje struny głosowe, wręcz przeciwnie, on jeszcze bardziej nakręcał się. "Znowu jest pod wpływem tego świństwa. Pomocy...". Jechaliśmy zupełnie nieznaną mi drogą, gdyż brunet zaczął skręcać w kompletnie nieznane mi uliczki.
-Jason, to nic ci nie da... Jesteś pod wpływem tego gówna, nie myślisz racjonalnie. Proszę, zatrzymaj się-mówiłam błagalnym tonem. "To nic nie da..." Nagle wziął szybkim ruchem coś z tylnego siedzenia samochodu, jednak działo się to tak szybko, że nie mogłam niczego dostrzec, zwłaszcza, że było ciemno i widoczność była prawie zerowa. Nagle poczułam tylko silny ból w głowie, tracąc nad wszystkim kontrolę. Ciemność...
*Godzinę później*
Otworzyłam ociężale powieki, a to, by uniosły się ku górze, było nie lada wyczynem, gdyż ból głowy był tak silny, że uniemożliwiał mi on poruszanie się. Po wielu trudach w końcu udało mi się i czułam, że leżę na czymś zimnym i twardym. Rozejrzałam się wokoło, jednak to pomieszczenie, to miejsce... To było zbyt trudne do określenia. Z wielkim trudem uniosłam się na łokciach ciągle rozglądając wokół. Znajdowałam się w jakieś ruderze, starym, opuszczonym budynku, który przypominał mi blok, który miałby zaraz runąć, czy starą fabrykę. Po raz kolejny łzy cisnęły mi się do oczu, przez co lekka mgła zasłaniała mi widok.
-Witaj, królewno-usłyszałam nad uchem jego głos, przez co wzdrygnęłam się, a moje ciało zaczęły przechodzić zimne, nieprzyjemne dreszcze.
-Człowieku, zostaw mnie w spokoju, proszę...-powiedziałam cicho, łamiącym się głosem.
-To ty pierwsza mnie zostawiłaś, więc ja nie mogłem tego tak zostawić-powiedział, chwytając mnie mocno za rękę i unosząc do góry co spowodowało, że musiałam stanąć na nogach, co było bardzo trudne. Spojrzałam w jego oczy i wystraszyłam się tak jak nigdy dotąd... To, co malowało się na jego twarzy było przerażające i mroziło krew w żyłach. Nie miałam pojęcia, co on tym razem wziął, jednak moją jedyną myślą jaka przyszła mi do głowy, to było to, że przedawkował. Jego oczy były zupełnie inne, jakby w połowie przymknięte, patrzące we wszystkie strony. Jego poruszanie się było jakby utrudnione, a po uśmiechu odczytałam, jakby czuł się jak w krainie szczęścia i radości.
-Po co mnie tutaj przywiozłeś? Daj mi spokój. Jason...-wypowiedziałam te słowa z wielką trudnością, próbując go uderzyć, jednak po chwili zwątpiłam, gdyż to napewno nie okazałoby się dobrym pomysłem, a moje kończyny, odmawiały wszelkiego posłuszeństwa.
-Wybrałaś jego. Wybrałaś jego, za mnie-mówił takim głosem, którego jeszcze nigdy nie słyszałam z jego ust.
-Jason, ja nikogo nie wybrałam, rozumiesz? Nikogo...-odpowiedziałam z wielką słabością, po czym zalała mnie kolejna fala łez. Ten podszedł jeszcze bliżej mnie chwytając mnie jedną ręką za nadgarstek, a drugą głowę. Pomimo moich protestów siłą zbliżył nasze twarze do siebie i gwałtownie pocałował mnie. Tym razem spowodowało to we mnie obrzydzenie i odrzucenie. Uścisk był na tyle silny, że ból zdążył rozejść się po całym moim ciele. Musnął swoimi wargami moją szyję, a ja odchyliłam się do tyłu chcąc się od niego uwolnić. Jason przycisnął mnie mocniej do siebie w taki sposób, że dotykałam każdej części jego ciała.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Powiedz mi! Czego jeszcze chcesz?!-wykrzyczałam mu w twarz, a on po raz kolejny szyderczo zaśmiał się.
-Ciebie, królewno... Nie pozwolę na to, żeby jakiś sukinsyn mi cię odebrał, rozumiesz? Nie pozwolę na to i będziesz tylko moja-powiedział, lekko potrząsając mną.
-Jason, ty zachowujesz się jak opętany! Jesteś naćpany, proszę... Zostaw...-kolejny raz z trudnością wypowiedziałam te słowa i bezsilnie zaczęłam sunąć na ziemię, jednak on nie pozwolił mi na to. Jego wzrok znowu wędrował gdzie indziej, usta układały się w szeroki uśmiech, a na jego twarzy było widać ekscytację i coś, czego nie umiałam określić. Właśnie miałam do czynienia z człowiekiem, który nie wiedział co się wokół niego dzieje, gdyż byłam pewny, że przedawkował. Nikt nie mógłby nad nim zapanować. Nawet nie wiedziałam, czy do końca docierają do niego jego słowa. Pomimo tego, że miał też problemy z normalnym poruszaniem się, był silny, tak jak zawsze. Nagle ruszył przed siebie, ciągnąc mnie za sobą. Próbwałam mu się w jakikolwiek sposób oprzeć, jednak kończyło się to na nieudanej próbie, ponieważ brakowało mi sił. Cały czas otaczały nas stare mury, które były obskrobane i wyglądały jak prawdziwa rudera. Nie wiedziałam nawet w jakim miejscu znajdowało się coś takiego. "Gdzie ja właściwie się znajduję?" to pytanie przeszło mi przez myśl. Byłam sam na sam z opętanym mężczyzną, który prawdopodobnie stracił świadomość swoich czynów. "Nie masz najmniejszych szans, Emilie..." ta myśl chodziła po mojej głowie i odbijała się echem. Jak mogłam kogokolwiek zawiadomić o tym? Nie miałam takiej możliwości,a nic sensownego nie przychodziło mi na myśl. "A czego mogłam się spodziewać... Byłam bez szans....". Łzy cały czas nie dawały za wygraną i co chwilę nadchodziła nowa fala. Uniosłam głowę ku górze i dostrzegłam, że znajdujemy się w innym pomieszczeniu. Było jeszcze większe niż poprzednie, w którym się znajdowałam,a na środku stało... Co to właściwie miało być? Nawet sama nie potrafiłam nazwać tego w jakikolwiek sensowny i odpowiedni sposób. Moje oczy dwukrotnie powiększyły się. Ring... Czy to było odpowiednie słowo? Czułam się jak w bajce... Złej bajce... Koszmarnym śnie i modliłam się, by ktoś uszczypnął mnie i powiedział, że to zły sen i wszystko jest w porządku. Na mylne...
-Jason, ty oszalałeś...-powiedziałam z przerażeniem w głosie. Po raz kolejny nie wiedziałam i nie wierzyłam, że stoi przede mną osoba,przy której jeszcze nie tak dawno czułam się szczęśliwa. A teraz? Teraz miałam do czynienia z szaleńcem... Z kompletnym świrem, który zachowywał się jak wypuszczony ze szpitala.
-Teraz się wszystko okaże i rozegra-powiedział z nieustającą ekscytacją w głosie i uśmiechem malującym się na jego twarzy.
-Co ty wygadujesz do cholery?
-Zawalczmy. Skoro miałaś siłę i odwagę, by mnie dla niego zostawić, to miej siłę, by teraz stawić mi czoła. Jeśli wygrasz, wypuszczę cię wolno, jeśli nie, jesteś już do mnie przywiązana... Na zawsze...-mówił przerażającym głosem, a ja z każdym kolejnym słowem nie mogłam wierzyć w to, co słyszę.
-Ty kompletne oszalałeś! Mam z tobą walczyć?! Kurwa mać, Jason, puść mnie...-tylko tyle zdążyłam wypowiedzieć, gdyż ten popchnął mnie przez co ja upadłam na twarz. Nie miałam szans. "Cud... Tylko to mogło mnie uratować..."
_________________________________________________________
Witajcie Kochani! Bardzo długo zastanawiałam się, czy tak rozegrać ten rozdział, ponieważ taka wizja chodziła za mną od dłuższego czasu. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na Wasze opinie :)
+Jeżeli macie jakiekolwiek pytania dotyczące bohaterów, bloga, mnie, czy czegokolwiek innego, możecie śmiało pytać, a ja Wam odpowiem :)
Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm
♥♥♥