czwartek, 19 września 2013

Rozdział 24

Z perspektywy Megan

-Wychodzę-zwróciłam się do matki, kierując do niej tylko jedno słowo na odchodne.
-Megan, zaczekaj. Gdzie idziesz?
-Przejść się. Nie czekaj z obiadem, nie wiem kiedy wrócę–odpowiedziałam, po czym zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w stronę Hyde Parku. Dave, Nicki w szpitalu... Potrzebowałam pobyć sama, bo ktokolwiek znajdował się w moim pobliżu, powodowało to skok moich nerwów ku górze. Może ja po prostu nie nadawałam się do tego, żeby żyć pośród ludzi? Gdy dotarłam na miejsce usiadłam na ławce, którą najczęściej zajmowałam, gdy się tutaj znajdowałam. Wyciągnęłam jednego papierosa, po czym odpalając go, mocno zaciągnęłam się.
-Długo jeszcze będziesz mnie zbywać?–jego głos nagle znalazł się zaraz koło mnie co skutkowało tym, że moje ciało momentalnie zesztywniało, jednak starałam się nie dać tego po sobie poznać.
-Co ty tutaj robisz, Dave, do kurwy? Śledzisz mnie, czy co?–syknęłam w jego stronę lekko drżącym głosem, zaciągając się po raz kolejny.
-Nie truj się, Megan–powiedział, siadając koło mnie jak gdyby nigdy nic i uważnie patrzył się na moją osobę. "Zaraz ci zgaszę tego peta na czole, gnoju...".–Możemy w końcu normalnie porozmawiać?
-Nie mamy o czym–odpowiedziałam, po czym wstałam z miejsca, rzucając koło niego wypalonego papierosa.
-Zaczekaj–chwycił mnie za rękę, ciągnąc z powrotem, abym usiadła.–Nie dam ci spokoju, dopóki ze mną nie porozmawiasz–dodał poważnym i pewnym siebie tonem.
-Łapy przy sobie–wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam przed siebie. Ten od razu zerwał się z miejsca, dotrzymując mi kroku. Czułam, że kolejny raz jest to dla mnie za wiele i nie miałam siły przechodzić wszystkiego od początku.–Czego chcesz?–syknęłam w jego stronę na chwilę zatrzymując się.
-Ciebie, Megan...
-Chyba ci się klepki w głowie poprzestawiały... Dave, albo przechodzisz do rzeczy, albo po prostu zniknij mi z oczu i nie pokazuj się więcej–powiedziałam ostrzegawczo, co chyba wyczuł w moim głosie. Czułam jak w środku cała drżałam i wręcz nie dowierzałam, że on znajdował się kilka centymetrów ode mnie.
-Musiałem tak zrobić, Meg. Nie miałem innego wyjścia.
-Nie miałem wyjścia, nie miałem wyjścia...–zaczęłam ironizować jego głos, z dużą pogardą w głosie.–Patrzyłeś wtedy tylko i wyłącznie pod siebie. O mnie wtedy nie myślałeś...–dodałam cicho, po czym odwracając się szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
-Myślałem! Cały czas o tobie myślałem, do cholery! Miałem nóż na gardle. I nie tylko ja... Zniknąłem, dla twojego dobra. Żeby ciebie chronić. Moja rodzina była zagrożona, ja i ty... Nie chciałem się wpakować w to gówno! Sama widziałaś, że węszyli wokół ciebie. Moja matka ciężko to znosiła. A ja miałem wyrzuty sumienia, że doprowadziłem do tego wszystko rodzinę, najbliższe mi osoby, ciebie... Byłem im dłużny tyle kasy... Musiałem wyjechać, sprzedać wszystko, co miałem.–wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, cały czas dotrzymując mi kroku.–Zagrozili, że zabiją moją rodzinę! Musiałem sprzedać dom, bo inaczej nie wiem, czy byśmy przeżyli. Ktokolwiek... Załatwiłem rodzicom mieszkanie, by mieli gdzie mieszkać. Część pieniędzy im oddałem, a resztę dałem rodzicom i wziąłem trochę dla siebie, na wyjazd–cały czas rzucał we mnie słowami z dużą prędkością, a ja nie zwalniałam kroku. Nie patrzyłam na niego. Nie mogłam na niego spojrzeć. Czułam, łzy zbierające się pod moimi powiekami.–Wylądowałem w Norwegii. Znalazłem pracę i zacząłem swoje indywidualne życie, zacząłem zarabiać na siebie, wszystko odpracowywać... W każdej chwili o tobie myślałem, Megan!
-To dlaczego mnie okłamałeś? Czemu mi tego nie wytłumaczyłeś? Zniknąłeś...–wyszeptałam, odwracając się w jego stronę, przez co prawie wpadł na mnie. W tej chwili nasze ciała, twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
-Nie miałem innego wyjścia, zrozum mnie. Nie pozwolili mi... Grozili...–szepnął bezradnie, chwytając moją twarz w swoje dłonie.–Każda chwila, minuta, sekunda była wypełniona tobą. Kochałem Cię, kocham Cię i kochać będę. Nigdy się to nie zmieni...
-Obiecałeś, że mnie nie zostawisz. Nigdy. Bez względu na wszystko. Złamałeś obietnicę. Złamałeś mnie. Całą. Doszczętnie. Niewybaczalnie.–wyszeptałam, patrząc mu głęboko w oczy. Czułam, że łzy zbierające się pod moimi powiekami, zaraz znajdą swoje ujście.
-Nie. Miałem. Innego. Wyjścia.–każde słowo wypowiadał z niezwykłą dokładnością.–To oni mi nie pozwolili. Zagrozili, że jeśli powiem ci powiem... To wtedy cię już nie zobaczę. Nigdy.
-Czemu nie dałeś znaku życia? Czemu się nie odezwałeś? To od twojej matki usłyszałam, że wyjechałeś. Nie uważasz, że coś mi się należało?–zapytałam, chwytając jego dłonie, chcąc uwolnić się od jego uścisku, jednak Dave nie pozwolił mi na to. Wpił się w moje usta z dużą desperacją i pożądaniem. Jego wargi zaczęły pieścić moje, przez co znieruchomiałam. Nie miałam takiej siły, by przestać. Brakowało mi go. Odwzajemniłam to, a nasze wargi zaczęły ze sobą walczyć. Czułam, jakby między nami palił się ogień, który rozpalał nas do czerwoności. Byłam oderwana od rzeczywistości i nie zwracaliśmy uwagi na to, że znajdujemy się w miejscu publicznym. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, oparliśmy się o siebie czołami, oddychając nieregularnie.
-Kocham Cię, Megan. Jestem tutaj tylko dla ciebie. Wiem, że jestem tchórzem, ale proszę cię chociaż o cień wyrozumiałości...
-Dave, ja nie potrafię ci wybaczyć. Choćbym chciała, nie potrafię. Nie wiesz jak to się na mnie odbiło... Nie masz pojęcia o tym, co się ze mną działo. Nie chcę przeżywać tego po raz kolejny–powiedziałam spokojnie, nie spuszczając z niego wzroku. Patrzyliśmy sobie w oczy i zobaczyłam w jego twarzy ból, cierpienie... "Zasłużyłeś na to...".–Miałam wszystko... Zostałam z niczym.
-Nie będę podważał tego, co mówisz, ale wiedz, że ja z ciebie nie zrezygnuję. Nie teraz. Nie wyjadę stąd bez ciebie–powiedział, na co po chwili ciszy odwróciłam się i ruszyłam wolnym krokiem przed siebie, a on oczywiście poszedł za mną.
-Kiedy wracasz?–rzuciłam, wsadzając ręce do kieszeni w spodniach. Czułam, że nadal cała lekko drżę. "Co tutaj się dzieje..." 
-Wyjedź ze mną–odpowiedział, a ja po raz kolejny stanęłam jak wryta w ziemię. 

 -Dave, co ty do mnie wygadujesz? Nie oczekuj ode mn...
-Prawdopodobnie za dwa tygodnie. Jeśli nie będzie ci pasowało, zmienię termin lotu. Proszę, wyjedź ze mną do Norwegii. Zacznijmy od nowa–przerwał, chwytając moją dłoń.
-Nie, Dave... To nie jest możliwe. Ja... Za dużo się dzisiaj zdarzyło. Czas na mnie...–bąknełam, po czym w niemałym szoku kierowałam się w jeszcze nie znanym nawet sobie kierunku.
-Megan!–krzyknął i nim zdążyłam się obrócić, znalazł się już koło mnie.–Obiecaj mi, że się zastanowisz–przejechał dłonią po moim policzku, a głowę przekrzywił w bok jakby widział przed sobą niezidentyfikowany obiekt.
-Wydaje mi się, że wszystkie obietnice są nic nie warte. Cześć, Dave–odpowiedziałam, po czym rozerwana od wewnętrznie ruszyłam przed siebie.

***
Siedzieliśmy wpatrzeni w niebo, akurat przy pełni księżyca. Byliśmy w miejscu, gdzie często przychodziliśmy, choćby tylko pomilczeć we dwoje. Oplatał mnie swoimi silnymi ramionami, w których zawsze czułam się bezpieczna, czułam jego rozgrzane ciało i oddech na swoich plecach, szyi...
-Obiecasz mi coś?–zapytałam splątując swoje palce z jego.
-Wszystko, co tylko chcesz–odpowiedział, składając na moich włosach pocałunek.
-Pomimo tego, co się dzieje... Nie zostawisz mnie?
-Nigdy cię nie zostawię, obiecuję–szepnął nad moich uchem, składając pocałunek tym razem na moim policzku, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.–Kocham Cię, Megan. Zawsze i wszędzie. Teraz i zawsze.
***
Siedziałam o godzinie drugiej nocy, zamartwiając się tym, dlaczego w ciągu dnia nie dał mi żadnego znaku życia, żadnej wiadomości, telefonu. Była godzina druga w nocy, a ja postanowiłam wysłać ostatnią wiadomość z pośród wielu.
"Mam nadzieję, że wszystko w porządku... Odezwij się rano.
Kocham Cię. Meg x"
Kiedy o wczesnym poranku promienie słoneczne uparcie próbowały przebić się przez rolety na moim oknie, od razu obudziłam się i spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości. Z wielkim grymasem na twarzy przewróciłam się na drugi bok, nakrywając się kołdrą po uszy. Byłam cholernie zła, że kolejny dzień nie dawał o sobie żadnego znaku, a jeszcze bardziej zmartwiona. Po raz kolejny wybrałam tak dobrze znany mi numer i nadal w głośniku nie usłyszałam jego głosu. Poziom mojego zmartwienia skoczył ku górze i nie miałam zamiaru tego tak zostawić. Zebrałam się z łóżka i po wszystkich porannych czynnościach wyszłam z domu kierując się do mojego chłopaka. Drogę pokonałam w szybkim tempie, co ułatwiło mi przemieszczenie się autobusem. Gdy znalazłam się na miejscu, zadzwoniłam dzwonkiem niecierpliwie czekając pod drzwiami.
-Dzień dobry–uśmiechnęłam się do jego mamy, która była wspaniałą kobietą.–Zastałam Dave'a? Kolejny dzień nie mam z nim kontaktu.
-Megan... Dave...–jej głos łamał się, a twarz była blada i wyraźnie przemęczona.–Dave wyjechał. Na stałe...–wyszeptała, a na jej twarzy pojawiła się pojedyncza łza. Czułam się jakby ktoś nagle uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Odwróciłam się na pięcie i szłam przed siebie, zderzając się z przechodniami, na których nie zwracałam najmniejszej uwagi. Usiadłam na krawężniku, chowając twarz w dłoniach i bujałam się do przodu  do tyłu. Zapewne ludzie mogli uważać mnie za wariatkę... Ale ja od tej pory wiedziałam jedno. Nienawidziłam cię.
***
Szłam przed siebie, choć sama nie wiedziałam jaką ścieżkę sobie obrałam. Wyszłam z Hyde Parku i nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, skręciłam do pierwszego lepszego sklepu. Przechodziłam pomiędzy różnymi regałami i w końcu zatrzymałam się na alkoholach. Wzięłam z półki półlitrową butelkę wódki, a kierując się do kasy wzięłam do tego sok.
-Dzień dobry–przy kasie przywitała mnie starsza kobieta o ciepłym wyrazie twarzy.–To wszystko dla pani?–zapytała, a ja tylko przytaknęłam głową.–Dziesięć funtów–dodała po chwili, na co ja zapłaciłam wyznaczoną i bez słowa wyszłam ze sklepu.
-Jak łazisz!–bąknęłam, gdy w drzwiach zderzyłam się z kimś.–Harry?
-Megan? No, no... Ciekawy asortyment–uśmiechnął się pod nosem, patrząc na zawartość siatki, którą trzymałam w ręku.–Gdzie się z tym wybierasz?
-Nie wydaje mi się, że muszę ci się spowiadać–odpowiedziałam szorstko w jego stronę i ruszyłam, starając się go wyminąć.
-Uuu... Widzę, że mamy gorszy dzień niż zawsze. Zgadza się?–zapytał, unosząc brwi do góry i oparł się ręką o budynek, starając się zagrodzić mi drogę.
-Harry, nie mam ochoty ci się spowiadać i nie prowokuj mnie do tego, aby nasza rozmowa skończyła się w niezbyt miły sposób.
-Wiesz, że topienie smutków w alkoholu ci nie pomoże, prawda?–powiedział już nieco poważniej, krzyżując ręce na swoim torsie.
-Gówno cię obchodzi co mi pomoże, a co nie–syknęłam zdenerwowana, po czym obróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
-Megan!–krzyknął, idąc za mną i chwytając mnie za rękę.–Chodź–ciągnął mnie w swoją stronę.
-Co ty robisz?–bąknęłam pod nosem, próbując mu się wyrwać.
-Masz zamiar się ze mną szarpać?–zatrzymał się, udając oburzenie.
-Co ty wyprawiasz, Harry?
-Nie marudź. Pojedziemy w odpowiednie miejsce dla ciebie jak na tą chwilę. Wsiadaj–powiedział, otwierając mi drzwi swojego samochodu, a ja lekko ociągając się weszłam do środka. Droga mijała nam bez żadnej wymiany zdań, jednak wydawało mi się, że Harry czekał na odpowiedni moment. Lubiłam w nim to, że można było z nim porozmawiać i czułam do niego stuprocentowe zaufanie. Był dla mnie jak młodszy brat, który potrafił doradzić mi w każdej sprawie, o co często nie prosiłam. "Prawie nigdy...". Prędzej on wygłaszał swoje mądrości względem mnie.
-Jesteśmy na miejscu–odezwał się Harry, zatrzymując się na końcu jednej z tych bardziej pobocznych i rzadko odwiedzanych ulic, a raczej uliczek. Dostrzegłam tylko pojedynczych przechodni na samym początku tej uliczki, a zaraz koło drzwi, przy których się zatrzymaliśmy stały duże kosze na śmieci.
-Gdzie ty nasz wywiozłeś, Styles?–zapytałam, bacznie mu się przyglądając.
-Wchodź–otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka pomieszczenia. Światło zapalone przez Harry'ego rozświetliło wnętrze i jak się okazało, było to stare, opuszczone, małe kino studyjne. Połowy fotelów nie było, a przed ekranem był mały podest, koło którego stały poniszczone pudła i metalowe stojaki. To wszystko przypominało małą graciarnię, a po kinie został tylko ekran i niektóre krzesła, które i tak były już w nie lepszym stanie, niż to wszystko wyglądało.
-Skąd ty wytrzasnąłeś tą miejscówkę? Nikt tutaj nie przychodzi?–zapytałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
-To już długo stoi puste. Nikt tutaj nie przychodzi i zrobiła się tutaj jak widzisz mała graciarnia–odpowiedział siadając na podeście. Po chwili podeszłam bliżej siadając koło niego i otwierając butelkę alkoholu.–To jak? Powiesz mi co się dzieje?–zapytał, po tym gdy upiłam łyk trunku, bacznie mi się przyglądając. 

 -Harry, Harry... Co ty możesz wiedzieć–uśmiechnęłam się drwiąco pod nosem, biorąc kolejny łyk alkoholu popijając go sokiem, który złagodził ostry smak.
-No właśnie na razie nic, ale wiem, że jest coś na rzeczy i chcę się dowiedzieć–odpowiedział, cały czas mi uważnie mi się przyglądając.
-Mówisz, że chcesz się dowiedzieć...–mruknęłam i cicho prychnęłam pod nosem.–Powrócił mój wspaniały eks mężczyzna, który swoim zniknięciem zrujnował moje życie. Fascynujące, nie prawdaż?–zadrwiłam, ale charakterystyczne szczypanie w moich oczach dało o sobie znać. "Taka jesteś twarda, Megan?", tym razem zadrwił ze mnie głos w mojej głowie.
-Jaki eks? Może zacznij od początku, Meg, bo bez tego raczej trudno będzie mi się w tym wszystkim połapać...
-Od początku? Proszę bardzo, Styles–upiłam kolejny, duży łyk alkoholu, który rozgrzewał moje ciało i rozplątywał język.–Znaliśmy się kilka dobrych lat, ale nie łączyło nas nic więcej oprócz przyjaźni. W sumie zawsze mieliśmy jakąś posraną relacje, której nikt nie rozumiał. Mniejsza z tym... Dwa lata temu wszystko się zaczęło. Byliśmy razem. Zawsze lubiłam chłopaków, ale nigdy nie byłam z nikim na dłuższą metę. On to zmienił...–upiłam kolejny łyk wódki–Byliśmy ze sobą rok. Wszystko było dobrze i pierwszy raz... Pierwszy raz się zakochałam–poczułam ukłucie w sercu, na wspomnienie mojej przeszłości, a łzy, które uparcie cisnęły mi się do oczu, starałam się powstrzymać.–Pewnie dziwnie to brzmi, bo tak naprawdę byłam gówniarą, ale wiesz, Harry... To była młodzieńcza miłość, ale moja pierwsza prawdziwa. Szalałam za nim, a on za mną. Byłam tak naprawdę gotowa dla niego zrobić wszystko. Tęskniłam za nim jak nie widzieliśmy się choćby jeden dzień, a zasypiałam tylko z myślą o nim. Tak, pewnie teraz myślisz, że jak taka osoba jak ja mogła kogoś prawdziwie kochać. Prawda, Styles?
-Każdy ma prawo kochać–odpowiedział, skupiony na tym, co mówiłam. Promile, które już znajdowały się w mojej krwi coraz bardziej napędzały mnie do mówienia i zaczęły uwalniać ze mnie wszystkie emocje.
-Od jakiegoś czasu zaczął się trochę dziwnie zachowywać. Czułam, że coś przede mną ukrywa. Rozmawialiśmy wiele razy, ale twierdził, że wszystko jest w porządku. W końcu pod wielkim naciskiem mi powiedział... Miał długi, musiał je spłacać. Ale te długi oczywiście były nielegalne. Wplątał się w jakieś gówno, z którego ciężko było mu się wyciągnąć. Potem też ja zostałam w to wplątana, bo miałam jakieś pogróżki... Oczywiście to była namiastka tego, co tak naprawdę miało miejsce. Pamiętam jak złożył mi obietnicę...
"-Nigdy cię nie zostawię, obiecuję–szepnął nad moich uchem, składając pocałunek tym razem na moim policzku, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.–Kocham Cię, Megan. Zawsze i wszędzie. Teraz i zawsze."
-Co było dalej?
-Nie dotrzymał jej–wyszeptałam, a pojedyncza łza zagościła na moim

 policzku.–Pewnego dnia nie odezwał się ani raz. Nie odpowiadał na moje telefony, sms'y. Postanowiłam położyć się spać i poczekać do następnego dnia. Oczywiście ja odchodziłam od zmysłów, ale kolejnego dnia nadal nic... Postanowiłam pójść do niego. Drzwi otworzyła mi jego mama i wiesz co mi powiedziała?–szepnęłam z kolejnym drwiącym uśmiechem malującym się na moich ustach.–Że wyjechał. Na stałe. Zniknął!–wykrzyczałam, głośno śmiejąc się, a kolejna łza spłynęła po mojej twarzy.–Znienawidziłam go. Znienawidziłam ludzi. Znienawidziłam siebie. Odizolowałam się na jakiś czas od społeczeństwa. Nie chciałam nikogo widzieć, nigdzie wychodzić. Miałam też myśli samobójcze... Nic nie miało dla mnie sensu. Tak naprawdę gdyby nie dziewczyny, nie wiem, czy byśmy teraz tutaj siedzieli, Harry. Ale to nie koniec mojej historii, Panie Styles–wstałam, śmiejąc się pod nosem i przechadzając się przed przyjacielem.–Jakiś czas temu Szanowny Dave Bowers pojawił się tutaj. I wiesz co? Widzieliśmy się dzisiaj. Na początku odesłałam go od siebie z kwitkiem, ale on nie dał za wygraną. Przerwał mi dzisiaj mój przyjemny czas relaksu w Hyde Parku.
-Rozmawialiście?
-Och, żeby tylko!–machnęłam ręką, a potem wytarłam mokrą twarz.–Zaczął się tłumaczyć. Miał nóż na gardle, wpakował w to wszystkich... Rodziców, siebie, mnie. Najbliższe mu osoby. Chcieli go zabić, chcieli zabić jego rodzinę i zapewne mnie–pokazałam teatralnie rękoma.–W związku z tym musiał sprzedać dom, by wszyscy przeżyli. Oddał tym gnojom kasę, kupił mieszkanie rodzicom, wziął trochę dla siebie, i co?–popatrzyłam na Harry'ego, jakbym czekała na jego odpowiedź.
-Wyjechał...
-Wyjechał. Do Norwegii–powiedziałam, przygryzając wargę i unosząc głowę ku górze.–Pierdolony sukinsyn!–krzyknęłam i z dużym impetem zamachnęłam się, tym samym rozbijając butelkę alkoholu na ścianę.–Pieprzony gnój! Zostawił mnie!–kopnęłam pudła, które znajdowały się niedaleko mnie.–Bez.Słowa.Wyjaśnienia.–szepnęłam, po czym przewróciłam metalowy stojak, który także miałam pod rękę. Nie zauważając kiedy, kilka łez pojawiło się na mojej twarzy, jednak szybko wytarłam je. Spojrzałam na bruneta, który uważnie patrzył się na mnie, jednak nie widać było żadnej reakcji. Łokcie oparte miał na kolanach, a twarz opierał na czubkach palców dłoni z lekko rozszerzonymi oczami, jednak zaraz powróciły one do normalnych rozmiarów. Wiedział, że to jeszcze nie koniec.–A teraz chce żebym z nim wróciła do Norwegii. Dzisiaj dowiedziałam się tak naprawdę o tym wszystkim.–powróciłam do normalnego tonu, starając się zachować spokój i z powrotem usiadłam obok Harry'ego.–Za dwa tygodnie jest lot.
"(...)ale wiedz, że ja z ciebie nie zrezygnuję. Nie teraz. Nie wyjadę stąd bez ciebie."
-Kochasz go?–zapytał mnie zielonooki, przerywając ciszę, która zapadła między nami.
-Nie pytaj mnie o moje uczucia. Wiesz, że nie jestem w tym najlepsza... Pierwsza, prawdziwa miłość... Tego nigdy się nie zapomina. Choćbyś chciał.
-Nie będę ci mówił co masz robić, Meg. Mogę cię o coś zapytać?–zapytał niepewnie, jednak ja lekko przytaknęłam głową.–Co z Zayn'em?
-Och... Kolejny lovelas–prychnęłam pod nosem.–Nie potrafię ci odpowiedzieć, Harry. Nie potrafię odpowiedzieć sobie. Widzisz, Megan czasami nie jest tak silna na jaką wygląda–uśmiechnęłam się bezsilnie.
-Mimo wszystko jesteś, Meg–chwycił moją dłoń, zbliżając ją do siebie.–Cały czas ją nosisz–powiedział, kciukiem przejeżdżając po bransoletce, którą dostałam do Zayn'a.–Musisz podjąć ryzyko, jeśli chcesz znaleźć miłość...–zacytował, spoglądając mi w oczy.
-Tylko czy to wszystko jest tego warte?


____________________________________________________________

Dzień dobry, Kochani :) Tym razem przychodzę do Was z dłuższym rozdziałem niż ostatnio, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Korzystając z tego, że jestem chora i siedzę w domu, wrzucam go dzisiaj. Nie będę się tutaj rozpisywać, bo ostatnio dość często to robię, także nie zanudzam. Nie wiem, czy mi wyszedł ten rozdział, czy też nie-ocenę pozostawiam Wam! Czekam na wasze opinie i dziękuję, że cały czas ze mną jesteście :)
Jeżeli macie jakieś pytania możecie pytać w komentarzach, a także pisać tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm

I oczywiście zapraszam też na drugiego, nowego bloga:
  http://addiction-hatred-and-passion.blogspot.com/

Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm


piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 23

Z perspektywy Emilie

-Emilie–drzwi do mojego pokoju z dużym impetem otworzyły się, przez co ja automatycznie podskoczyłam na łóżku. W progu stał Harry, którego mina nie wróżyła niczego dobrego.–Nicki jest w szpitalu. Jesteś gotowa?
-Co... Jak... Co się stało? Skąd to wiesz?–wstałam, lekko sparaliżowana informacją, jaką uraczył mnie mój chłopak, a w gardle stanęła mi gula, która utrudniała mi sensowne złożenie, chociażby jednego zdania.
-Zadzwonił do mnie Liam. Akurat przyjechał do Nicki, a jej tata wyjeżdżał do szpitala. Już tam są–wytłumaczył mi,  podchodząc do mnie i chwytając mnie w swoje ramiona.
-Harry... Jeśli jej się coś... Jeśli...–mówiłam, przytulając się do jego torsu i czułam jak moje oczy powoli stają się mokre. "To nie czas na płacz..."
-Skarbie, jeszcze nic nie wiadomo. Spokojnie, na miejscu dowiemy się wszystkiego–uspokajał mnie, gładząc dłonią po moich plecach, a ja czułam jak jego dotyk pozostawia za sobą gorącą ścieżkę.–Chodź, jedziemy–pocałował mnie w czubek głowy, po czym chwytając mnie za dłoń, ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze zabrałam swoją czarną ramoneskę, gdyż dzisiejszego dnia temperatura nie była zbyt wysoka. Przy wyjściu powiadomiliśmy moją mamę o zaistniałej sytuacji i po uspokojeniu jej przez Harry'ego, udaliśmy się do samochodu.
-Dla mojej mamy jesteś aniołem. Czasami chyba kocha cię bardziej niż mnie–odezwałam się równocześnie uśmiechając się pod nosem i wpatrując się szybę, doszukując się tam nie wiadomo czego.
-Och, dziwisz się?–zachichotał pod nosem, teatralnie ruszając brwiami.
-Dla mnie też nim jesteś–powiedziałam, wplątując dłoń w niezwykle miękkie włosy mojego chłopaka, głośno przy tym wypuszczając powietrze z płuc.
-Emilie, nie rozpraszaj mnie, bo to nie skończy się dobrze–od razu zareagował na mój dotyk, przekrzywiając głowę w jedną stronę i kątem oka popatrzył na mnie badawczym wzrokiem.–Hej, co się dzieje?
-Wiesz, kiedy myślę o tym wszystkim co działo się w ostatnim czasie z moim życiem, to tak naprawdę nie wiem co by ze mną teraz było. Gdyby nie ty, Harry. Jason... To co działo się ze mną po tym wszystkim... Byłeś przy mnie cały czas i to dzięki tobie udało mi się z tego podnieść.
-Byłem i zawsze będę, Emi. Nie wracaj już do tego gnoja–odpowiedział, chwytając moją dłoń, która spoczywała na jego kolanie i złożył pocałunek po jej wewnętrznej stronie.
-Harry, właściwie to co robił Liam u Nicki? Zdecydował się na rozmowę z nią?
-Tak. Po próbie od razu do niej pojechał. A jeszcze Niall mi powiedział, że rozmawiali ze sobą i to też pewnie pchnęło go do tego, żeby w końcu coś z tym zrobić. Ale wiesz, to oczywiście potajemne informacje–odpowiedział, patrząc na mnie ostrzegawczym wzrokiem.–Dobrze, że mu powiedziałyście.
-Wiem... Mam nadzieję, że to wszystko jakoś wyjdzie na prostą...
Po kilku minutach w końcu znajdowaliśmy się pod szpitalem, do którego przewieźli naszą przyjaciółkę. Od razu udaliśmy się na piętro, o którym poinformował nas Liam. Wszystko się zgadzało, gdyż na krzesłach zastaliśmy bruneta wraz z panem Martinem.
-Dzień dobry–przywitaliśmy się z tatą Nic, który widać było, że starał się być jak najtwardszy.–Co z nią?
-Cześć, dzieciaki... Na razie sami nic nie wiemy. Miała tylko robione badania i czekamy na lekarza. Teraz śpi, musi odpoczywać...–odpowiedział tata Nicki, wstając z miejsca, wskazując na szybę, za którą leżała nasza Nicki, podpięta do różnych urządzeń. Znowu ogromna gula ścisnęła moje gardło na widok mojej przyjaciółki, która wydawała się tak krucha.

-Czegoś pan potrzebuje? Możemy coś dla pana zrobić?–zapytał Harry, siadając koło Liama.
-Wystarczy, że jesteście. To wszystko–odpowiedział, patrząc nam w oczy. Zawsze podziwiałam go za to jaki był silny i jak wielkie serce potrafił okazać ludziom, nie wspominając już o Nicki. Od wielu lat traktowałam go jak wujka, czy nawet kogoś bliższego. Po wszystkim co przeszedł i mimo tego, że przechodził to samo w tym momencie po raz drugi w swoim życiu, był niezwykle silny. Ktoś inny mógłby być już bliski załamania, jednak nie on... Wiedziałam, że zdołałby uchylić nieba, by tylko jego córka wyzdrowiała. Był po prostu niesamowity. Po dość długim oczekiwaniu, w końcu lekarz pojawił się na horyzoncie. Wszyscy od razu podnieśliśmy się, czekając na jakąkolwiek informację.
-Panie doktorze... Co z nią?–pierwszy odezwał się Liam.
-Nicki Shepherd...–wymruczał pod nosem, przeglądając kartki, które trzymał w dłoniach.–Nicki jest coraz słabsza psychicznie i psycholog musi mieć na nią oko. Po badaniach jakie wykonaliśmy nie jest najgorzej, ale nie jest też wspaniale. Wiadomo, że jej organizm nie jest taki jak przedtem, ale lekarstwa jakie jej podajemy powoli zaczynają działać. Ona musi normalnie funkcjonować, a w szczególności jeść, bo chociaż to da jej nieco siły. Jak na razie zostanie w szpitalu, bo musimy mieć ją pod obserwacją i będziemy wykonywać dalsze badania i kontrolować przebieg jej choroby. Niech dużo odpoczywa, a państwo po prostu bądźcie z nią, bo wsparcie jakie ma od was z pewnością jest dla niej ogromnym kołem ratunkowym.
-Czy można już do niej wejść?–zapytał Pan Martin z wielką nadzieją w głosie.
-Co prawda nie jest to teraz wskazane, ale dla was mogę zrobić wyjątek–starszy mężczyzna delikatnie uniósł kąciki ust do góry, patrząc na nas.–Tylko niech nie wchodzą do niej więcej, niż dwie osoby.
-Dziękujemy, doktorze...
-Jeszcze jedno... Wiem, że to dla nikogo z was nie jest łatwe, ale wy też starajcie się zachowywać normalnie. To naprawdę dużo daje–mężczyzna uśmiechnął się pocieszająco i odszedł.
-To ja na razie do niej wejdę...

-Liam, ona wie, że ty tutaj jesteś?–zapytałam bruneta, zajmując miejsce koło niego.
-Nie. Śpi odkąd przywieźli ją z badań... Przyjdę do niej, kiedy poczuje się lepiej–odpowiedział, zakładając ręce za głowę.
-Słuchajcie, nie ma sensu, żebyśmy tutaj wszyscy siedzieli. Ona na razie po lekarstwach jakie dostała będzie spała i nie wiadomo kiedy się wybudzi, zwłaszcza, że jest wymęczona. Zbliża się wieczór, więc jedźcie do domów i przyjedziecie jutro. Ja z nią zostanę–powiedział pan Martin, wychodząc z sali Nicki.
-Napewno niczego pan nie potrzebuje? Może coś przywieziemy?–zapytałam, upewniając się, że nie będzie musiał się męczyć.
-Dziękuję, naprawdę niczego mi na razie nie trzeba. Dam sobie radę, jedźcie–zapewnił nas, a na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności, dzięki czemu jego twarz nabrała barw chociaż w najmniejszym stopniu. Pożegnaliśmy się z nim i udaliśmy się do wyjścia.
-Liam, jedziesz prosto do domu?–Harry odezwał się do przyjaciela, otwierając mi drzwi wyjściowe i kierowaliśmy się w stronę parkingu.
-Tak, a wy? Jedziecie do nas?–zapytał brunet, jednak rozmowę przerwał dźwięk telefonu Harry'ego.
-Cześć mamo!–zielonooki radośnie powitał swoją rodzicielkę przez telefon, przez co na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.–Tak, jestem... Ach, rozumiem... No oczywiście, że tak... Że co? W sensie teraz?–jego głos dał znać, że jest zdumiony, a w jego oczach pojawiły się tajemnicze iskierki.–Dobrze, dobrze... Nie... Z miła chęcią, mamo. Do zobaczenia, pa!–zakończył rozmowę, po czym objął mnie ramieniem.–Emilie, chyba nie pojedziemy do domu. Moja mama zaprasza nas na obiadokolację, bo właśnie jest w centrum Londynu.
-Nas?–moje oczy w jednej chwili powiększyły się.–Harry, przecież moja mama mnie nie zna i...
-I dlatego chce cię poznać. Właściwie, to zagroziła mi, że jeśli dzisiaj nie zobaczy cię ze mną, to ja na tym ucierpię najbardziej... Chyba nie chciałabyś, żeby mi się coś stało?–popatrzył na mnie, unosząc obydwie brwi ku górze.
-Emilie, nie masz się czego obawiać. Pozdrówcie ode mnie, Anne! Trzymajcie się–pożegnał się z nami Liam i wsiadł do swojego samochodu.
-Harry...–bąknęłam niezadowolona kiedy znajdowaliśmy się pod naszym pojazdem.–Akurat teraz? Ubrałabym się jakoś lepiej, żeby wyglądać jak człowiek... Zwłaszcza, że to pierwsze spotkanie z twoją mamą...
–Kotku, zawsze wyglądasz wspaniale. Nie ważne, czy jesteś w zwykłych spodniach, w swetrze, piżamie, czy czerwonej sukience...–złożył na moich ustach krótki, lecz namiętny pocałunek.–Cholera... A smakujesz jeszcze lepiej–pokręcił głową w zachwycie, śmiejąc się przy tym, przez co mogłam podziwiać dołeczki w jego policzkach. Dźgnęłam go w żebra, również uśmiechając się do niego.
-Wsiadaj, czarodzieju. Bo Anne zabije nas obydwoje, jak będzie długo czekać–powiedziałam, wsiadając do samochodu z uśmiechem na ustach.
-O mój boże... Emilie...–Harry chwycił się za głowę i przykucnął, głośno jęcząc.

-Harry?–odwróciłam się zdezorientowana, a moje serce przyspieszyło tempa trzykrotnie.–Harry... Matko... Skarbie, co ci się dzieje?–przykucnęłam koło niego i chwyciłam go za ramiona.–Harry! Co się dzieje?!
-Rany boskie...–podniósł głowę, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech i niezwykły spokój.–Jak ja cię dziewczyno kocham!
-Zabiję cię...–syknęłam w jego stronę, po czym podniosłam się i udając obrażoną ruszyłam do samochodu. Tak naprawdę wewnątrz śmiałam się sama do siebie, jednak tym razem ja chciałam się z nim trochę podrażnić, ponieważ bardzo nie lubił, kiedy byłam obrażona. Co prawda o mały włos nie doprowadził mnie do zawału, jednak mimo wszystko chciało mi się śmiać z jego głupoty.
-Kotku, chyba się nie gniewasz?–zapytał z nieschodzącym uśmiechem na ustach, odpalając samochód. Bez słowa zapięłam pas i odwróciłam się w stronę szyby, by nie napotkać jego wzroku, bo wiedziałam, że wtedy wymięknę. W trakcie drogi nie odezwałam się ani słowem, mimo próśb mojego chłopaka, który zaczął się przejmować moim zachowaniem. gdy w końcu znaleźliśmy się na miejscu poczułam, że ściska mnie brzuch, z nerwów... Wyszliśmy z samochodu i kierowaliśmy się do środka restauracji.
-Emilie... Nie gniewaj się...–wymruczał, zatrzymując się, po czym schował mnie w swoich ramionach.–Widzisz, że nie mogę przy tobie, bez ciebie...
-I chyba głupiejesz coraz bardziej–bąknęłam, obejmując go w pasie i unosząc głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy, w których od razu pojawiły się iskierki radości.
-A to może swoją drogą też...–udawał zamyślonego, podśmiechując się pod nosem i nie wypuszczając mnie ze swojego uścisku.
-Chcesz mnie doprowadzić do zawału? Nie wiedziałam co ci się dzieje! Nie rób tego więcej, bo pożałujesz...–powiedziałam, jednak uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
-Brzmi prowokująco, kochanie... Może zaryzykuję?–uniósł jedną brew do góry, a widząc zmarszczki na moim czole od razu przywarł do moich ust. Jego pocałunek był namiętny i pełen pożądania. Gorąca fala przyjemności od razu dała o sobie znać, a jego usta powodowały, że miałam ochotę zatrzymać czas.
-Koniec przyjemności, chodź...–chwyciłam go za dłoń i ruszyliśmy do wejścia.–Idiota...–mruknęłam pod nosem, jednak jak się okazało Harry ma bardzo dobry słuch.
-Teraz to ja się za to z tobą policzę, mała...–powiedział zalotnie z akcentem na ostatnie słowo i otwierając mi drzwi, ukradkiem uderzył mnie w pupę. Kiedy spojrzałam na niego krzywo

 ten tylko zaśmiał się do mnie i puścił buziaka w powietrzu. "Z kim ja żyję...", powiedziałam do siebie w myślach. Staliśmy w budynku, wzrokiem szukając mamy Harry'ego.
-Tam jest–mruknął pod nosem i pociągnął mnie za sobą.
-No nareszcie! Cześć, dzieciaki!–przywitała nas mama mojego chłopaka z wielką radością w głosie. Była piękną kobietą i z całkowitą pewnością nie wyglądała na swój wiek. "Już wiem, po kim odziedziczył urodę..."
-Dzień dobry–powiedziałam nieśmiało, gdyż stres wziął górę.
-Mamo, to jest Emilie, moja dziewczyna–brunet objął mnie ramieniem, szeroko uśmiechając się.
-Dzień dobry, Emilie. Miło mi cię poznać. Jestem Anne–kobieta uścisnęła mi dłoń, a ja byłam oszołomiona jej wspaniałą osobą, a także niezwykłą urodą.
-Mi także miło panią poznać–uśmiechnęłam się, po czym usiedliśmy do stołu.
-Harry mówił o tobie wiele komplementów, ale nie myślałam, że ma aż tak piękną dziewczynę–powiedziała z uśmiechem na twarzy, a przez jej słowa na mojej twarzy oczywiście zagościły rumieńce...
-To samo mogłabym powiedzieć o pani–odwdzięczyłam się, a Harry chwycił moją dłoń pod stołem, gładząc po jej wierzchu. Wiedział, że się stresowałam, mimo tego, że nawet nie musiałam mu tego mówić. Zamówiliśmy potrawy, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Mama Harry'ego cały czas opowiadała różne historie, kiedy był mały, a czas mijał szybko i przyjemnie. Dobrze było chociaż na chwilę oderwać od problemów i wszystkiego co na co dzień nas przytłaczało. "Dobrze, że jesteś..."


___________________________________________________

Cześć, Kochani! Kurczę, stęskniłam się za Wami... Przychodzę do Was z niedługim rozdziałem i z lżejszym... Ostatnio wiele się działo, więc stwierdziłam, że jeden z lżejszych się przyda. Co myślicie? Ale spokojnie, dużo tego spokoju chyba nie będzie :) Słuchajcie, tak właściwie to zbliża się koniec tego opowiadania (około 5 rozdziałów)... Ale narazie o tym nie myślę, bo chyba za bardzo się do tego przywiązałam :) Dziękuję Wam za to, że mimo tego, że ja bywam tutaj tak nieregularnie cały czas jesteście ze mną ♥ To niesamowite i nawet nie wiecie jaką powoduje to we mnie radość i jak bardzo jestem Wam wdzięczna. Gdyby nie Wy-mnie by tu nie było. Mam nadzieję, że nadal jesteście i będziecie. Czekam na Wasze opinie i całuję Was gorąco! :* 
PS. Następny rozdział z perspektywy Megan... Za nią też już tęskniłam. 
Jeżeli macie jakieś pytania możecie pytać w komentarzach, a także pisać tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm


I oczywiście zapraszam też na drugiego, nowego bloga:
  http://addiction-hatred-and-passion.blogspot.com/

Mój twitter: https://twitter.com/unrealdreamm


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 22

Z perspektywy Liama


Cicho grająca muzyka wypełniała mój pokój delikatnym i przyjemnym dźwiękiem, dzięki czemu pisanie kolejnej piosenki szło mi o wiele lepiej. W wielu przypadkach siłą napędową dla wokalistów do pisania tekstów są własne przeżycia i tak też było teraz w moim przypadku. Wydarzenia, które aktualnie miały miejsce w moim życiu diametralnie je zmieniły. Nie chciałem tego wszystkiego pokazywać na zewnątrz, jednak wewnętrzny ból był nie do zniesienia i mimo wszystko nie mogłem sobie z nim poradzić. Po mojej głowie chodziło tylko i wyłącznie jedno pytanie. Dlaczego? Czy to była prawda? Czy mój anioł mógł zadać mi tak duży ból? Moją rutynę w ciągu ostatnich dni, przerwało pukanie do drzwi.
-Cześć, Liam. Możemy wejść?-w drzwiach zobaczyłam tylko głowę Emilie, niepewnie nachylającą się w środek pomieszczenia.
-Hej, wejdźcie-powiedziałam, kiwając zachęcająco głową. Zaraz za blondynką weszła Megan.-Siadajcie-dodałem, przesuwając się na moim ogromnym łóżku.-Co was do mnie sprowadza? Stało się coś?
-Nie... Właściwie to... -zaczęła blondynka, jednak nie było jej dane skończyć.
-Tak, stało się-przerwała jej pewnie Megan.
-Chciałyśmy porozmawiać...
-Liam, chodzi o Nicki-po raz kolejny wtrąciła się brunetka, przechodząc do sedna sprawy.-Chodzi o was.
-Megan, to Nicki powinna...-zacząłem, jednak mnie także nie było dane skończyć.
-Nie, Liam, nie powinna. Nicki ma guza. Guza mózgu-powiedziała, a ja zamarłem. Czułem jakby moje serce przez chwilę stanęło, a oczy zaczęły zachodzić mi łzami. To nie mogło być możliwe. Nie mogło...
-C-Co... Ale... J-Jak to... Przecież... Dlaczego oni nic nie powiedziała...-próbowałem wykrztusić z siebie chociaż jedno składne zdanie, ale nie mogłem.-Ona... Powiedziała, że mnie nie kocha... Że to wszystko to była pomyłka... Kłamstwo...
-Ona cię kocha, Liam. Z całego serca. I dlatego to zrobiła-powiedziała Megan, jakby to była najnormalniejsza rzecz na ziemi.
-I właśnie to, co ci powiedziała było kłamstwem. Zrobiła to dlatego, bo boi się, że pewnego dnia może jej zabraknąć, a ty będziesz cierpiał. Nie chciałaby tego, żebyś przeżywał to samo co jej tata, gdy zachorowała jej mama. Ona nie może się z tym pogodzić, nie może wytrzymać. Ona cię potrzebuje, Liam-mówiła Emilie już łamiącym się głosem, jednak zatrzymała zimną krew. Po tych słowach siedziałem zszokowany, dokładnie analizując każde usłyszane przeze mnie zdanie. Widziała to i chwyciła mnie za dłoń, dodając mi otuchy.
-Przecież ja bym to zrozumiał... Myśli, że to co zrobiła mnie nie boli?-wyszeptałem, patrząc się dziewczynom prosto w oczy.
-Wolała, żebyś teraz przeżył taki ból, ale w dniu, gdy mogłoby jej zabraknąć przeżyłbyś o wiele gorszy ból. A ona by tego nie chciała. Tylko o to chodzi-kontynuowała blondynka.
-Jak z nią jest teraz?-spytałem.
-Psychicznie nie jest najlepiej. Nie może się z tym wszystkim pogodzić. Mało z nami rozmawia, wychodzi gdziekolwiek. Na wyjazd na Mistrzostwa Emilie też się wymigała. Ale w większości pewnie dlatego, że ty tam byłeś i to by ją bolało jeszcze bardziej-mówiła Megan, przebierając palcami. Pierwszy raz widziałam w niej jakieś uczucia. "W końcu chodzi o zdrowie jej przyjaciółki..."
-Nie możesz zostawić jej teraz z tym samej. Musisz ją wesprzeć, bo ona tego właśnie potrzebuje. Wsparcia, a zwłaszcza od ciebie. Bała ci się powiedzieć...-dodała Emi.
-Chłopaki wiedzą?
-Teraz już tak. Powiedziałyśmy im dzisiaj. Ona nie wie o żadnej z dzisiejszych rozmów. Zaczęła się odizolowywać od wszystkich. Pomóż jej, proszę-szepnęła blondynka, nie wypuszczając mojej dłoni ze swojego uścisku. Siedziałem  w niezmienionej pozycji i nie mogłam zebrać wszystkich myśli.
-To chyba tyle chciałyśmy powiedzieć... Nie chciała żebyś wiedział, ale stwierdziłyśmy, że tak będzie najlepiej. Trzymaj się, Li. I pamiętaj o wszystkim, co ci powiedziałyśmy-odezwała się brunetka, po czym podniosła się i razem ze swoją przyjaciółką skierowały się do drzwi i opuściły pomieszczenie, w którym zostałem sam. Dlaczego to właśnie ona? Dlaczego to właśnie jej się przytrafiło? Dopiero teraz wszystko zaczęło do mnie dochodzić... Były momenty, kiedy miała zawroty głowy, złe samopoczucie na pokazie. Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść? Dlaczego nie zatroszczyłem się o jej zdrowie wcześniej? Dopiero teraz wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. "Mój anioł..."
-Liam, jedziemy na próbę. Chodź-Harry jak zawsze wszedł do mojego pokoju, nie racząc nawet zapukać. "Normalka..." . Spojrzał na mnie badawczo i poczekał aż pójdę razem z nim.-W porządku?-spytał, przyglądając mi się, gdy szliśmy do samochodu, a ja tylko prawie niewidocznie kiwnąłem głową. Wszyscy weszliśmy do czarnego vana i kierowaliśmy się na próbę. Nikt nie odezwał się praktycznie słowem. Wszyscy dowiedzieli się dzisiaj o sprawie w związku z Nicki, więc nikt nie był w stanie nic z siebie wydusić. Droga ciągnęła mi się w nieskończoność, jednak w końcu po około dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Wyszliśmy z samochodu i od razu rozległ się pisk i krzyk fanek. "Błagam, tylko nie dzisiaj...". Chłopcy wymownie spojrzeli na mnie, a ja nie miałem serca po prostu minąć je i wejść do środka. Rozdałem kilka autografów i zrobiłem kilka zdjęć, jednak nie miałem siły na więcej, jak wszyscy... Przeprosiliśmy nasze dziewczyny i weszliśmy do środka. Kochałem wszystkich fanów z całego serca i byłem im wdzięczny za to, że cały czas z nami są i nas wspierają. Niezaprzeczalnie mogłem powiedzieć, że mieliśmy najlepszych fanów pod słońcem. Udaliśmy się do szatni by przygotować się do próby. Jak to zwykle bywa, przez naszą szatnię przewinęło się mnóstwo ludzi z ekipy, dzięki czemu jeszcze jakoś się trzymałem. Po kilkunastu minutach Paul przyszedł po nas, bo jak zawsze mieliśmy małe opóźnienie. Postanowiłem zostać jeszcze pięć minut, by spróbować całkowicie skupić się na pracy. Zależało mi na tym, by próba szybko się skończyła... Nie sądziłem jednak, że będzie to takie trudne. Pierwszy raz w życiu, czułem się tak, że nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie mogłem wytrzymać sam ze sobą. Postanowiłem,że wyjdę na zewnątrz, mając nadzieję,że dobrze mi to zrobi.
-Liam...-usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos, mojego brata. Usiadł koło mnie i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Wiedział, że tego potrzebowałem.-Wszyscy zamarli, gdy to usłyszeli. I każdy to przeżywa...
-Niall, wiesz co ona teraz musi przeżywać? Jest z tym sama... A mnie przy niej nie ma. Ona jest tak delikatna, wrażliwa...-mówiłem i czułem jak łamałem się.
-Pomożemy jak tylko będzie trzeba, by wyszła z tego cało-powiedział, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
-Wiem... Muszę zebrać wszystkie myśli, uspokoić się zanim do niej pojadę... Muszę ją wesprzeć, Niall. Muszę przy niej być. Nie mogę jej stracić...
-Wiesz, że zawsze ci pomogę? Jeśli będziesz chciał pogadać, to jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy. Jeśli coś będzie trzeba... Wszyscy w tym jesteśmy, Liam. Jesteśmy rodziną. Kochamy cię. Kochamy się. Kochamy ją.
-A ja kocham was, Niall. Kocham ją... Kocham ją jak popierdoleniec, rozumiesz? Nie umiem bez niej normalnie funkcjonować. Stanę na głowie i zrobię wszystko, by ją z tego wyciągnąć... Dzięki, stary-powiedziałem, po czym pozostaliśmy w braterskim uścisku. Po chwili mojej psychicznej słabości, którą niestety pokazałem na zewnątrz wróciliśmy do środka. Próba ciągnęła mi się w nieskończoność i miałem wrażenie, jakby ktoś specjalnie zatrzymywał wskazówki zegara.
Siedząc tam, straciłem jakiekolwiek poczucie czasu. Po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach zebrałem się i skierowałem się do samochodu. Nie wiedziałem, czy byłem już gotowy... Chyba raczej musiałem być. Złożyłem obietnicę nie tylko mamie Nicki, ale też sobie. Wiedziałem, że nie mogę zawieść i od tej pory była to moja myśl przewodnia. Wyjechałem z cmentarza i kierowałem się do domu Nicki. Nagle, na ulicach ruch wydawał mi się coraz większy przez co poczułem lekkie zdenerwowanie. Może to nie tylko samochody? Poczułem dziwne ściskanie w żołądku, podczas gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. "Czyżbyś się stresował, Liamie?"

-Na dzisiaj koniec-powiedział nasz menadżer, po czym wszyscy zebraliśmy się i skierowaliśmy do samochodu.
-Jakieś plany na dzisiaj?-odezwał się Zayn, nie bardzo wiedząc jak ma się zachować. Chłopaki spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.
-Ja jadę do Emilie-zadeklarował się Harry.
-Ja muszę... Muszę do niej jechać-powiedziałem, wbijając wzrok w moich przyjaciół.
-Dobrze robisz-przytaknął Zayn, uśmiechając się pocieszająco.
-Liam, mamy cię tam zawieźć?-odezwał się Paul i siedząc na przednim siedzeniu, odwrócił się w naszą stronę.
-Nie. Jedźmy do domu, bo muszę wstąpić jeszcze w jedno miejsce-powiedziałem, po czym wbiłem wzrok w szybę. Ciągle natłok myśli zapełniał moją głowę, a ja nie mogłem się na niczym skupić. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu ruszyłem szybko do domu zabierając ze sobą kluczyki do samochodu, portfel oraz wszystkie potrzebne mi dokumenty.
-Jedziesz już?-Louis zatrzymał mnie w drzwiach.
-Tak... Chyba nie mam na co czekać-odpowiedziałem, spoglądając na przyjaciół, którzy uważnie mi się przypatrywali.
-Może najpierw zjesz z nami obiad?-odezwał się Niall z małą nadzieją w głosie.
-Nie jestem głodny. Zjedzcie beze mnie. Przepraszam... Nie wiem o której wrócę, więc nie czekajcie na mnie, klucze mam przy sobie-powiedziałem, po czym wyszedłem.
-Liam!-zatrzymał mnie Zayn.-Powodzenia...-powiedział cicho, po czym smutno uśmiechnąłęm się do niego i ruszyłem do samochodu. Chciałem jechać do Nicki, jednak najpierw zdecydowałem się odwiedzić jedno miejsce. Droga nie zajęła mi dużo czasu, gdyż było to niedaleko, a ja sam spieszyłem się -niestety-niekoniecznie zgodnie z przepisami. Po kilkunastu minutach znalazłem się na miejscu. Wyszedłem z samochodu i poszedłem do stoiska starszego Pana, gdy pierwszy raz Nicki zabrała mnie na grób swojej mamy. Starszy Pan znał ją doskonale i mieli ze sobą wspaniały kontakt. "Jak przyjaciele..."
-Dzień dobry.
-Dzień dobry!-staruszek przywitał mnie serdecznym uśmiechem i ciepłym głosem.-Czym mogę ci służyć, Liam?-zapytał, wstając ze swojego drewnianego krzesełka. Zdziwiło mnie, że znał i pamiętał moje imię.
-Poproszę jednego znicza. Może być ten czerwony...-odpowiedziałem, po czym zapłaciłem.-Wie Pan... Poproszę jeszcze te tulipany.
-Oczywiście-powiedział staruszek, po czym wręczył mi kwiaty do rąk, a ja dopłaciłem pieniądze.
-Reszty nie trzeba-odpłaciłem się miło, a mężczyzna uraczył mnie wdzięcznym uśmiechem.
-Liam, a gdzie masz Nicki? Ostatnie prawie w ogóle jej tutaj nie widziałem...-w oczach tego człowieka zobaczyłem szczerą i ogromną troskę. "Widać, że ma wielkie serce...", powiedziałem do siebie w myślach. Zastanawiałem się nad jego słowami i zwyczajnie nie wiedziałem co mam powiedzieć temu człowiekowi, którego nawet nie znałem. "Ale czuję się jakby stał przede mną mój dziadek..."
-Nicki... Nie mogła przyjechać... Ja... Wie Pan... Szczerze mówiąc... Ja sam nie wiem. Widzi Pan, nawet teraz nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...
-Czy coś się stało?-dopytywał dalej i splótł swoje dłonie, a jego gesty dały znak, że jego zmartwienie pięło się w górę.
-Nie. Znaczy... Nicki ostatnio ma małe problemy zdrowotne...-powiedziałem, lekko spuszczając wzrok na samą myśl o moim cierpiącym Aniele... Mężczyzna chyba od razu poznał po mnie, że to nie jest żadna błahostka, żadne przeziębienie, czy grypa...
-Jak ona się teraz czuje?
-Nie jest źle...-wiedziałem, że lepiej będzie, gdy nie powiem mu całej prawdy. "W sumie to sam do końca nie wiedziałem, jak jest naprawdę..."
-Dbaj o nią, Liam...-powiedział poważnie, patrząc mi głęboko w oczy, a w jego głosie wyraźnie było słychać powagę i zmartwienie.-Bo wiesz... Sam miałem córkę i była bardzo podobna do twojej Nicki.-na słowa twojej poczułem uścisk w gardle.-Była piękna... Nicki to wręcz jej odzwierciedlenie. Była bardzo inteligentną dziewczyną o wielkim sercu; tak samo jak Nicki. Przez jakiś czas studiowała w Nowym Jorku, jednak potem wróciła tutaj-do Londynu. Okazało się, że jest chora. Poważnie chora... Nikt się nie spodziewał po początkach, że choroba osiągnie tak wysokie stadium. Potem już nikt nie był w stanie jej pomóc i tylko bezczynnie patrzyliśmy na to jak znika... Zmarła w wieku dwudziestu lat. W Nicki widzę właśnie całą moją Carę...
-Przykro mi z powodu córki... Postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby jej pomóc...-odpowiedziałem, nieruchomo stojąc przed mężczyzną. Zdziwiło mnie to, że zaczął opowiadać mi swoją historię... Może wiedział, co jest na rzeczy? Ale chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest to tak poważne...
-Wiesz, Nicki jest taka, że może nie przyjąć niczyjej pomocy. Nie bierz tego pod uwagę i jej nie słuchaj. Ona cię potrzebuje. Jestem o tym przekonany-powiedział, a w jego głosie cały czas dało wyczuć się stuprocentową szczerość, a na jego twarz wpłynął blady uśmiech.
-Dziękuję... Do widzenia.
-Do zobaczenia, Liam-odpowiedział staruszek, po czym ruszyłem nad grób mamy Nicki. Przeszedłem dwoma alejkami i schodząc na skróty po chwili znajdowałem się już na miejscu. Na pomniku wszystko było zadbane, czyste, a świeże kwiaty zawsze znajdowały się w wazonie. Nie było dużej ilości zniczy, jednak wystarczyły tylko dwa zapalone i to wystarczyło. Kwiaty, które kupiłem dołożyłem do wazonu i zapaliłem znicz. Stałem nieruchomo patrząc się na pomnik.
-Wiem, że Pani patrzy na to wszystko z góry. Ale nie chcę jej oddawać w Pani ręce... Jest silna i wiem, że sobie poradzi. Ja jej w tym pomogę... Pani też musi ją wspierać, tam-u góry. A ja nie zawiodę. Obiecuję.
-Nie, wcale...-odpowiedziałem sobie na głos. W końcu, po lekkich trudach udało mi się dotrzeć na miejsce. Zaparkowałem przed domem i poczułem, że moje ręce drżą... "Nie zachowuj się jak baba...", skarciłem się w myślach. Wyszedłem z samochodu i ruszyłem do drzwi. Głośno wypuściłem powietrze, po czym pewnie nacisnąłem dzwonek do drzwi. Odczekałem chwilę, po czym drzwi otworzyły się z wielkim impetem, a w nich stanął tata Nicki. Widząc wyraz jego twarzy, znowu poczułem uścisk w gardle.
-Dzień dobry... Czy jest Nicki?
-Nicki jest w szpitalu. Właśnie tam jadę, chodź.

_____________________________________________________

Witam Was! Nie chcę się tutaj tłumaczyć, ani nic z tych rzeczy, tylko po prostu pozostawię Was z rozdziałem. Jest on z tej perspektywy, bo chciałam Wam pokazać co czuje Liam i co kłębi się tam w środku jego duszyczki. Nie chcę Wam obiecać, że rozdziały będą się pojawiały co tydzień, bo potem nie chcę się z tego nie wywiązywać.Będę je dodawała wtedy, kiedy po prostu będę miała na to czas, ale postaram się jak tylko będę mogła, by nie były to już takie przerwy.
Nie wiem czy ktoś z Was jest tu jeszcze ze mną... Jeśli ktoś jest ze mną do tej pory, jeśli możecie zostawcie znak w komentarzu. Do następnego! x
Jeżeli macie jakieś pytania, możecie zadać je w komentarzach lub tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm

Chciałabym Was także zaprosić na kolejnego, drugiego bloga, którego piszę wraz z inną dziewczyną:




sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 21

Z perspektywy Megan

Po Mistrzostwach Emilie, wszyscy udaliśmy się do hotelu, w którym znajdowała się drużyna. Musieliśmy gdzieś przenocować, więc czekaliśmy na zakwaterowanie w pokojach. Stałam zniecierpliwiona i już lekko zmęczona, czekając aż chłopaki załatwią nam te cholerne pokoje. Nogi powoli zaczęły mi odpadać i chciałam choć na chwilę odpocząć. "A przed nami jeszcze impreza wieczoru...". W planach na dzisiejszy wieczór mieliśmy wyjście na imprezę, by świętować zwycięstwo naszej przyjaciółki. Do Londynu mieliśmy wrócić dopiero jutro, a cała noc była przed nami.
-Mamy już pokoje! Nie będziemy spali na dworze-krzyknął radośnie Louis, potrząsając w górze kluczami do pokoju, a Liam, który szedł obok niego wywrócił oczami.
-Dawaj te klucze, bo padam na twarz-powiedział cicho Niall, ziewając.
-Dobra... Był mały problem, bo są dostępne tylko dwójki. Drużyna Emi i ich ekipa zajęła dużo pokoi w tym hotelu i ledwo co udało nam się wynająć pokoje dla nas-mówił Liam, patrząc na wszystkich.-Ja jestem w pokoju z Lou, Niall z Harrym, a Zayn z tobą, Meg-ostatnie słowa wypowiedział nieco ciszej i niepewnie, patrząc w moją stronę. Moje oczy szeroko otworzyły się, a ręce zacisnęłam w pięści.
-Chyba żartujesz! Nie będę z nim w jednym pokoju-odpowiedziałam, ironicznie prychając pod nosem .
-Meg, kochanie... Dogadamy się-rzucił Zayn, obejmując mnie ramieniem i mocniej przyciągając do siebie.
-Ja mogę wziąć ten pokój, ale nie będę w nim z tobą. Możesz spać pod drzwiami-odpowiedziałam, starając się opanować negatywne emocje, które dosłownie rozszarpywały mnie od środka na małe kawałki i równocześnie starałam zwiększyć dystans pomiędzy nami, ale mulat okazał się silniejszy.
-Meg...-zaczął Lou, podchodząc do mnie, przez co Zayn odszedł na bok. Brunet nachylił się nad uchem i kontynuował.-Złość piękności szkodzi... Proszę, to jedna noc, a raczej kilka godzin, które spędzimy w tym pokoju. Idziemy na imprezę i zapewne wrócimy w środku nocy, a jutro po południu będziemy już lecieć do Londynu... Wiem, że to twoja bariera, którą przed nami pokazujesz, ale Meg... Nie róbmy tutaj scen. Proszę cię o to ja, Louis Najlepszy Tomlinson. To jak będzie, kochanie?-wszystkie słowa wypowiadał z niezwykłym spokojem tak, aby nikt inny tego nie usłyszał. "Zayn nie byłby zadowolony...". Jego głos był niezwykle uroczy i pociągający.
-Masz szczęście, że mam do ciebie słabość, Louisie-odpowiedziałam z chytrym uśmiechem, nachylając się nad jego uchem, po czym wbiłam palec w jego żebra, na co ten lekko skrzywił się.-Dobra, chodźmy już do tych pokoi-powiedziałam głośno, ruszając w stronę, którą pokazał ręką niemało zdziwiony Harry.
-Coś ty jej zrobił, Lou?-odezwał się zielonooki, patrząc szerokimi oczami na swojego przyjaciela.
-Ach, ten urok osobisty-fuknął pod nosem Louis, machając ręką. Było to zabawne i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Kątem oka spojrzałam na Zayna, którego humor od razu zmienił się. Szedł jakby lekko poddenerwowany w jednej ręce trzymając torbę, a w drugą wsadził do kieszeni w swoich czarnych spodniach. "Zazdrosny?"
-To za ile się spotykamy?-spytał Niall, stojąc przed swoim pokojem, który miał dzielić z Harrym.
-Za dwie godziny? Wykąpiemy się, chwilę odpoczniemy, wyszykujemy się... A Emilie też mówiła, że muszą się ogarnąć po zawodach-mówił chłopak mojej przyjaciółki, który dzisiaj zdecydował się wyznać jej miłość. "W końcu..."
-Za dwie godziny na dole, przy wyjściu. Bez spóźnień!-krzyknął Liam, wchodząc już do swojego pokoju z Lou. Wszyscy tylko przytaknęliśmy i weszliśmy do swoich kwater. Nasz pokój był ładnie urządzony, w kolorach beżu i brązu, które nadawały ciepły wystrój pomieszczeniu. Znajdowały się dwa łóżka, które rozdzielała mała szafka nocna z lampką na środku. Naprzeciwko, na ścianie znajdowała się półka, na której stał telewizor plazmowy, a ścianę zdobiły dwa obrazy. Obok znajdowało się wyjście na balkon, a pod oknem stał mały stolik z dwoma fotelami, gdzie można było usiąść i odpocząć. W małym przedpokoju, który właśnie minęliśmy znajdowała się łazienka. Całość wyglądała naprawdę dobrze.
-Przytulnie tutaj. Nawet powiedziałbym, że romantycznie. Nie uważasz?-odezwał się Zayn, kiedy ja odłożyłam torbę i zmęczona opadłam na łóżko, wtulając się w poduszkę.
-Nie-odpowiedziałam twardo, nie podnosząc się i nie zmieniając swojej pozycji.
-Ja tam myślę, że to idealny pokój dla nas, księżniczko-powiedział, ściskając moją dłoń. Nawet nie poczułam, kiedy znalazł się koło mnie.
-Swojego łóżka nie masz?-spytałam kiedy, lekko szturchał mnie ręką, bym się posunęła.
-Mam, ale ciebie tam nie ma-odpowiedział, szczerząc się od ucha do

ucha.-No posuń się złośnico, przecież nie będę się tutaj z tobą pieprzył...
-Chciałbyś...-syknęłam, posuwając się i robiąc mu miejsce.
-No nie zaprzeczę-odpowiedział, teatralnie ruszając brwiami i ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów, na co ja tylko wywróciłam oczami.
-Idziesz pierwszy pod prysznic?-spytałam, leżąc z zamkniętymi oczami i relaksując się. Jego zapach jak zawsze był wyjątkowy i od dłuższej chwili pieścił moje nozdrza.
-Od kiedy pytasz się mnie o zdanie? Czyżbyś chciała mi ustąpić?-odpowiedział, a kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam jak leży z rękoma założonymi za głową i wpatrywał się we mnie. Wyglądał wtedy jak... Bóg. Tak, to było jedyne sensowne skojarzenie...
-HA-HA-powiedziałam ironicznie, akcentując sylaby.-Tak tylko zapytałam... Nie to nie. Widać jak zawsze masz jakieś "ale". Pójdziesz po mnie.
-Wolałbym iść Z TOBĄ-odpowiedział, akcentując dwa ostatnie wyrazy bardzo dosadnie, a kiedy próbowałam wstać, położył swoje ręce w taki sposób, że znajdowały się po jednej i drugiej stronie wzdłuż mojego ciała, a jedną nogą oplótł moje. Znajdował się bardzo blisko mnie. Niebezpiecznie blisko...
-Możesz tylko pomarzyć-syknęłam w jego stronę, unosząc jedną brew ku górze.
-Oj Meg, nie wiem czy moja wyobraźnia może zadziałać jeszcze bardziej niż do tej pory... To skończyłoby się chyba uszczerbkiem na moim zdrowiu, a wtedy... Wtedy musiałabyś mi zafundować leczenie. A wiesz dlaczego? Bo ty byłabyś przyczyną-mówił, z zabawnym przejęciem w głosie. Mimowolnie głośniej zaśmiałam się, a Zayn widząc moją reakcję zrobił to samo.
-Dobra, skończ już i puść mnie. Nie wyrobimy się i będą na nas czekać, tworząc od razu swoje różne teorie co tutaj robiliśmy-powiedziałam, próbując się podnieść, ale ten nie pozwolił mi na to.
-Wiesz, to mogą nie być tylko teorie... To może być rzeczywistość-powiedział cicho, po czym znajdując się nad moim uchem przygryzł jego płatek, na co skrzywiłam się i moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Zayn, chyba cię już kompletnie pojebało. Spadaj-odpowiedziałam, mimo wszystko z uśmiechem, który malował się na mojej twarzy.
-Uśmiechasz się przy mnie. To już dawno nie miało miejsca. Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawia to jak się uśmiechasz przy mnie i dzięki mnie-powiedział, kładąc rękę na moim policzku. Nie wiedziałam jak mam się zachować i czułam się niezręcznie... Znowu nie wiedziałam co mam robić. To on obezwładniał moje ciało tak, że nie mogłam się przy nim poruszyć, ani w takich chwilach wypowiedzieć ani słowa.-I uwielbiam te momenty, kiedy czujesz się niezręcznie. Wyglądasz wtedy tak niewinnie... Pozory mylą-dodał, po czym złożył na moim czole ciepły pocałunek.
-Ale ty jednak gadasz od rzeczy... Idiota...-ocknęłam się po chwili ciszy.
-Prawda boli?
-Boleć to cię zaraz będzie, ale twoja dupa...-odpowiedziałam, spychając go z łóżka
-Ałć!- krzyknął, zwijając się na podłodze, kiedy ja wyciągałam z torby świeże ubrania i kosmetyki.-Będziesz mi ją dzisiaj masowała!-krzyknął, gdy wchodziłam do łazienki.
-Chyba kpisz, Malik!-odkrzyknęłam zamykając za sobą drzwi i usłyszałam jak ten szybko podniósł się z ziemi. "Aktor...". Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam świeży makijaż. Oczy podkreśliłam czarną kredką i tuszem do rzęs, a na twarz nałożyłam puder i odrobinę bronzera. Włosy związałam w luźnego koka na czubku głowy, a mój stój składał się z czarnych, dopasowanych spodni i białego crop topu z czarnym napisem Fuck perfection. Ciało spryskałam perfumami i zabierając ze sobą brudne ubrania wyszłam z łazienki. Zayn stał na balkonie i palił papierosa. Odłożyłam ubrania do torby i biorąc swoją paczkę wyszłam za nim.
-No, no... Ślicznie wyglądasz, księżniczko-powiedział, wypuszczając dym z ust i zlustrował mnie wzrokiem.
-No i co się tak gapisz? Łazienka wolna-odpowiedziałam, odpalając swojego papierosa

 i zaciągnęłam się.
-Podziwiam. Za to też mnie czeka kara?-powiedział, z wyraźnie dobrym humorem.
-Jeśli będzie trzeba...-wzruszyłam ramionami, stając naprzeciwko i także lustrując go wzrokiem.
-Dobra, teraz moja kolej-powiedział, wyrzucając końcówkę swojego papierosa i ruszył do łazienki. Po kilku minutach udałam się z powrotem do pokoju i kładąc się na łóżku, włączyłam telewizor. Nie było tam niczego co zwróciłoby moją uwagę, więc przełączałam z kanału na kanał, a po chwili całkowicie wyłączyłam urządzenie. Leżałam bezczynnie z rękoma założonymi za głową i wpatrywałam się w sufit. Dzielenie pokoju z Zaynem nie było aż takie straszne, przynajmniej do tej pory. Żadna poważna kłótnia nie miała miejsca, do rękoczynów nie dosz... Jednak doszło, jednak nikt nie doznał uszczerbku na zdrowiu. "Oprócz obolałej dupy Zayna...". Momentami czułam się jakbym była ze swoim chłopakiem. Po chwili zastanowienia prychnęłam pod nosem i cicho zaśmiałam się do siebie, że takie myśli chodziły po mojej głowie.
-A ty co się tak cieszysz?-spytał Zayn. Nawet nie zauważyłam kiedy zdążył wyjść z łazienki. Popatrzyłam w jego stronę, a ten stał w samych spodniach, wycierając swoją klatkę piersiową ręcznikiem. W moim brzuchu poczułam dziwny ścisk, a od środka przeszła mnie fala ciepła... "Skończ już...". Wyglądał jak z obrazka, czy z reklamy telewizyjnej...-Ziemia do Megan!
-Nie wrzeszcz, kurwa. A co mam płakać?-syknęłam w jego stronę, na co ten z uśmiechem pokiwał z dezaprobatą głową i wrócił do łazienki, odkładając ręcznik. Podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej dwie koszulki, a ja dyskretnie, kątem oka spoglądałam na jego wyrzeźbione ciało.-Ta czarna-odpowiedziałam, nadal leżąc z założonymi rękoma.
-Dlaczego? Ta nie będzie lepsza?-spytał, trzymając w rękach dwie koszulki.
-Bardziej pasuje ci ta czarna. Nawet w miarę w niej wyglądasz...-odpowiedziałam, wstając z łóżka, po czym przejrzałam się w przedpokoju w lustrze i poprawiłam swoje ciuchy, które lekko się pogniotły.
-Skoro dama tak mówi...-powiedział, po czym założył to, co mu doradziłam.-Gotowa?-spytał, trzymając rękę na włączniku światła i czekając na moją odpowiedź. Wzięłam swoją niewielką czarną torebkę, do której wsadziłam telefon oraz papierosy, na nogi założyłam czarne koturny.
-Teraz tak-odpowiedziałam i wyszliśmy, zamykając za sobą pokój. Skierowaliśmy się do windy i zjechaliśmy nią na dół, gdzie czekał już na nas Niall i Harry.
-No proszę, punktualni-odezwał się Niall.
-A gdzie Emilie?-zwróciłam się do Harry'ego.
-Ona jest już w klubie razem z drużyną i mówiła, żebyśmy tam dołączyli-odpowiedział, a po chwili zjawił się Louis i Liam. Gdy już wszyscy zebraliśmy się na dole, ruszyliśmy do klubu, który znajdował się niedaleko hotelu, dzięki czemu idąc pieszo na miejscu znaleźliśmy się w ciągu piętnastu minut. Po drodze napotkaliśmy kilka fanek chłopaków, przez co na chwilę musieliśmy się zatrzymywać. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, bez problemu weszliśmy do środka. Było tam mnóstwo ludzi i cudem udało nam się znaleźć Emilie z zespołem.
-Jesteście!-przywitała się z nami, tuląc każdego po kolei, a Harry'ego uraczyła długim pocałunkiem.-To jak, świętujemy?!-krzyknęła wyraźnie rozweselona alkoholem, który prawdopodobnie zaczął już na nią działać.
-Czy ja widzę właśnie pijaną Emilie?-spytał mnie na ucho Niall, który także był rozbawiony naszą przyjaciółką.
-Tak, chyba tak. Nigdy nie miała mocnej głowy-odpowiedziałam szeroko uśmiechając się i ruszyliśmy do stolika, do którego pociągnęła nas blondynka. Przywitała nas z całą swoją drużyną, a następnie chłopaki ruszyli po alkohol. Koleżanki mojej przyjaciółki wydawały się być w porządku, jednak były też takie, które od pierwszego momentu nie przypadły mi do gustu. Nie miałam zamiaru rozmawiać i zaprzyjaźniać się z nimi wszystkimi, bo nie miałam na to ochoty. Po kilkunastu minutach nasi przyjaciele wrócili z napojami wysokoprocentowymi, dla lepszej zabawy.
-W takim razie wznieśmy toast!-krzyknął Harry, obejmując Emilie i unosząc kieliszek ku górze, a wszyscy zrobili to za nim.-Za wygraną?
-Za wygraną!-odkrzyknęła reszta i wypiliśmy zawartość kieliszków. Nie angażowałam się do rozmów jakie wynikały z całą tą drużyną, bo nie podobało mi się to. Nie miałam ochoty rozmawiać z dziewczynami, o których nie miałam zielonego pojęcia.
-Można prosić?-spytał Louis, wyciągając do mnie rękę.
-Z miłą chęcią-odpowiedziałam, po czym odetchnęłam z ulgą, że nie muszę siedzieć sztywno w niezbyt znanym mi towarzystwie. Gdy odchodziliśmy na parkiet napotkałam tylko rażący wzrok Zayna. Zawsze tak reagował, gdy widział mnie w pobliżu Lou. "Może mu się nawet nie dziwię?"
-Coś jest nie tak?-zapytał Lou, obejmując mnie w pasie i zaczęliśmy poruszając się w rytmie muzyki jaką puszczał DJ.
-Wkurwiają mnie te niektóre laski. Nie czuję się dobrze, w "nie swoim" towarzystwie...-odpowiedziałam, nie owijając w bawełnę.
-Rozumiem... Nie możesz się do nich przekonać?
-Nie-odpowiedziałam krótko, po czym położyłam swoją dłoń na jego szyi, gdyż tak było mi najzwyczajniej wygodnie. Kątem oka patrzyłam w stronę stolika, gdzie Zayn również co chwilę ukradkiem patrzył w moją stronę, a następnie rozmawiał z "nowymi koleżankami".
-Dobrze tańczysz, Louisie-powiedziałam wesoło, gdy tańczyliśmy juz do trzeciej piosenki z kolei.
-Wzajemnie-uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja w takich momencie uwielbiałam patrzeć na jego roześmiane oczy.-Ładnie wyglądasz, Meg-dodał, a ja tylko wdzięcznie uśmiechnęłam się w jego stronę.-Jak dzielenie pokoju z Zaynem? Jeszcze się nie zabiliście, jak widać-zaśmiał się.
-Szczerze mówiąc nie jest najgorzej. Spodziewałam się czegoś o wiele gorszego. NA RAZIE-odpowiedziałam, wesoło akcentując dwa ostatnie słowa.
-Odbijany!-krzyknął Zayn, zabierając mnie w swoje ramiona, na co Lou tylko mrugnął do mnie oczkiem.
-Nie lubię jak jesteście tak blisko siebie. Wolę kiedy to jestem ja...-powiedział mi na ucho, a ja krzywo uśmiechnęłam się pod nosem.
-Masz zamiar mówić mi z kim mogę mieć jakie kontakty?-spytałam ironicznie, wpatrując się w jego idealne rysy twarzy.
-Nie mam takiego zamiaru-odparł, przekręcając lekko głowę jakby patrzył na niezidentyfikowany obiekt.
-Więc?-zapytałam, będąc lekko zmieszana, a odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałam... Chwycił mnie mocniej w biodrach i trzymając w uścisku, przy swoim ciele wpił się w moje usta. Jego wargi były gorące i doskonale współgrały z moimi. Jednak tą chwilę rozkoszy musiałam przerwać, choć w głębi duszy cholernie tego nie chciałam. Nie mogłam mu na to pozwolić.-Co ty robisz, do cholery?!
-Lubię oznaczać swój teren-odpowiedział z triumfalnie uśmiechając się.-Doskonale smakujesz, księżniczko-dodał, z nieschodzącym uśmiechem.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo i nie pozwalaj sobie za dużo, Malik. Rozumiesz?-warknęłam, próbując odepchnąć go od siebie, jednak nie udało mi się, bo po raz kolejny okazał się silniejszy ode mnie. Przyciągnął mnie do swojej piersi i zatraciliśmy się muzyce. Nie miałam sił szarpać się już z nim, dlatego pozostawiłam to tak, jak było. Po dwóch piosenkach powróciliśmy do stolika, na którym zaczęło przybywać alkoholu. Moje ciało coraz lepiej przyjmowało napoje wysokoprocentowe, które już zaczęły na mnie działać. Podstawiano nam różnego rodzaju drinki i inne specjały w dosyć dużych ilościach. Emilie była już pijana, jednak była w stanie, w którym kontaktowała ze światem i była bardzo zabawna. Ja po dłuższym czasie wlewania w siebie alkoholu poczułam, że dosyć mocno zaczął we mnie działać. Zorientowałam się, kiedy wracałam z ubikacji, bo obraz rozmazywał mi się całkowicie, a ludzi widziałam jak w kinie na oglądanie filmu w  3D. "Albo nawet 5D...". Moje nogi ciężko stąpały po ziemi i szłam na tyle koślawo, że ciągle na kogoś wpadałam.
-Chyba na dzisiaj już wystarczy, księżniczko? Prawda?-usłyszałam koło siebie głos Zayna.
-Jes...Jest npr... Naprawdę superrrr-odpowiedziałam i wiedziałam, że nawet mówienie ciężko mi przychodziło. W tym momencie film dzisiejszej nocy zwyczajnie mi się urwał...
*Następnego dnia*
Obudził mnie potworny ból głowy, z którym wiedziałam, że dzisiejszego dnia będzie problem. Czułam jakby moja głowa była ogromnych rozmiarów i nawet mój oddech wydawał się być głośny. Nie mogłam się poruszyć, bo coś zwyczajnie nie pozwalało mi na to. A może to ja nie miałam siły? Ciężką czynnością okazało się nawet otworzenie oczu... Gdy już mi się to udało, rozbudziłam się w ciągu jednej sekundy.
-Ja pierdole, Zayn!-krzyknęłam w stronę moje przyjaciela, który smacznie spał, trzymając mnie w żelaznym uścisku, a w dodatku znajdowaliśmy się na jego łóżku. Na sobie miałam tylko bieliznę i za dużą o dwa rozmiary koszulkę Zayna...
-Nie krzycz tak, Meg-powiedział lekko zachrypniętym głosem, powoli przeciągając się i wypuszczając ze swoich objęć.
-Co to do cholery ma znaczyć?!
-Sama mi się tutaj wpakowałaś-powiedział cicho, leżąc jeszcze z zamkniętymi oczami.
-Zayn, dlaczego jestem tutaj... Z tobą w łóżku? Upiłam się wczoraj, ale nagle urwał mi się film... Co my...-mówiłam, a moje nerwy znowu sięgały zenitu.
-Jeśli myślisz, że do czegoś doszło to nie. Nie musisz się martwić-odpowiedział, zupełnie niewzruszony moimi emocjami i nerwami.
-No to co ja do cholery tutaj robię?! A może ty mnie tutaj...-krzyknęłam sfrustrowana,

 siadając po turecku.
-Kurwa, Megan! Uspokój się i nie krzycz, dobra?-wybuchnął Zayn, siadając przede mną.-Nie spałem z tobą i nie wykorzystałbym tego, że byłaś zalana w trzy dupy żeby się z tobą przespać, jeśli o to ci chodzi, rozumiesz? Szanuję kobiety i nie zrobiłbym tego! Nie wiem jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć...-mówił podniesionym głosem, a jego nerwy tez już chyba sięgnęły... -Robiłaś sceny jak wróciliśmy do hotelu...
-Jakie sceny?-zapytałam zmieszana. Zawsze miałam tak, że nie myślałam nad tym, co mówię w nerwach.
-Przyszliśmy do hotelu, wszyscy rozeszli się do pokoi... Zaprowadziłem cię tutaj, a ty wtedy zaczęłaś dosyć dużo mówić. Chciałem, żebyś poszła spać, ale ty powiedziałaś, że możesz spać tylko ze mną, a jak nie to śpisz przed hotelem...-mówił powoli i już nieco spokojniej, bezsilnie opadając na poduszki.
-Co... Ja... Niemożliwe-mówiłam zszokowana tym, co podobno miało miejsce w nocy.
-Pijana Emilie wpadła jeszcze do nas jak to ujęła na dobranoc i znowu ją musiał wziąć Harry. Potem ty zaczęłaś się rozbierać i powiedziałaś, że musisz spać w czymś moim, bo inaczej nie zaśniesz. Dałem ci swoją koszulkę i położyliśmy się spać... Zasnęliśmy po godzinie, bo ciebie naszło na pogadanki...
-Coś mówiłam?
-Oj, wiele rzeczy, Meg... Ale połowę z tego bełkotałaś...
-Zayn, jeśli się dowiem, że w tym co mówisz jest chociaż najmniejsze kłamstwo, to uwierz mi, że się odwdzięczę...-powiedziałam twardo w jego stronę.
-Wiesz co, Megan? Może idź do Louisa, to jemu uwierzysz-rzucił wściekły w moją stronę i poszedł do łazienki. "Kurwa mać!". Uderzyłam pięścią w kołdrę i sfrustrowana wstałam udając się na balkon, by zapalić papierosa. Byłam tylko w samej bieliźnie i koszulce Zayna, a woń jego zapachu kolejny raz pieściła moje zmysły. Wiedziałam, że przebywanie ze sobą w jednym pokoju nie mogło skończyć się bez żadnej kłótni. Nie wiedziałam co mam myśleć o całej sytuacji, ale pierwszy raz od dawna zauważyłam nerwy Zayna wobec mnie. Byłam wściekła i nie mogłam opanować drżenia rąk i można było czekać aż eksploduję. Szybko wypaliłam papierosa i wróciłam do pokoju. Spakowałam swoje rozrzucone rzeczy i czekałam na udostępnienie łazienki. Po kilku minutach Zayn wyszedł z i nie patrząc na mnie zaczął także pakować swoje rzeczy. Nadal chodził wściekły i wiedziałam, że nasza kolejna wymiana zdań zakończyłaby się co najmniej jeszcze większa kłótnią. Zabrałam świeżą bieliznę i kosmetyki. Wzięłam prysznic, wykonałam poranną toaletę i nałożyłam lekki makijaż, podkreślając oczy jedynie tuszem do rzęs. Gdy wyszłam już odświeżona bez słowa wyciągnęłam do Zayna rękę z jego koszulką, ale on nawet na to nie zareagował. Potraktował mnie jak powietrze... Z wielką złością, po chwili oczekiwania i zaciśniętymi zębami cofnęłam rękę i wpakowałam koszulkę do swojej torby. Zayn nadal traktując mnie jak powietrze, wyszedł bez słowa razem ze swoją torbą. "Kurwa mać!", po raz kolejny krzyknęłam do siebie w myślach i uderzyłam pięścią w ścianę, by wyładować emocje. Bezsilnie oklapnęłam na łóżko i zakryłam twarz rękoma. Czy po raz pierwszy czułam się źle po kłótni z Zaynem? "Tak...", odpowiedziałam sobie w myślach. Być może dlatego, że nigdy nie był tak zdenerwowany? Kretyn... Spojrzałam na zegarek i dochodziło południe. Doszłam do wniosku, że zebraliśmy się w odpowiednim momencie, bo lada moment mieliśmy jechać na lotnisko. Zabrałam swój niewielki bagaż i zamknęłam pokój. Ruszyłam na dół windą i przy wyjściu stał już Harry, Niall i Emilie.
-No, no! Patrzcie! Idzie nasza imprezowiczka-krzyknął blondyn, śmiejąc się pod nosem.
-Zamknij się-odpowiedziałam, nawet na niego nie patrząc. Klucz oddałam w ręce Harry'ego i usiadłam na sofie obok Emilie.
-Chyba ktoś dzisiaj jest nie w humorze-powiedział zielonooki, a ja nie reagowałam na żadne teksty kierowane w moją stronę. Kątem oka zobaczyłam Zayna, który właśnie do nas dołączył siadając na końcu kanapy, na której siedziałam.
-Uuuu...-rozległo się buczenie Harry'ego, gdy na nas spojrzał, gdyż Zayn także nie odezwał się ani słowem, a jego wyraz twarzy także nie malował się zbyt ciekawie.-To chyba coś poważniejszego-dodał z rozbawieniem w głosie, jednak mi nie było do śmiechu.
-Harry, daj spokój. Idź lepiej oddaj te klucze-zwrócił się do niego Zayn, siedząc z zamkniętymi oczami.
-Dobra, dobra-odpowiedział brunet, unosząc ręce do góry w geście niewinności.
-Megan, co się stało?-spytała ciszej Emilie.
-Powiedz mi tylko, czy ja wepchałam się do łóżka Zaynowi do łóżka i robiłam jakieś cuda?-spytałam wprost nie mogąc powstrzymać napięcia i emocji.
-Tak...-zaczęła moja przyjaciółka.
-Niestety, albo stety tak, Meg-powiedział Lou, przechodząc koło nas. Ten to ma gumowe ucho...
-Ja też podobno robiłam ciekawe rzeczy...-powiedziała blondynka, lekko się uśmiechając.
-Coś jeszcze?-nagle odezwał się Zayn patrząc na mnie zimnym wzrokiem, z wyrzutem sumienia, na co ja tylko pokiwałam głową i skrzyżowałam dłonie na piersiach.
-Niech zgadnę, o to się pokłóciliście, tak? Naskoczyłaś na niego?-szepnęła mi na ucho.
-No... Ta... Tak, można tak powiedzieć...-odpowiedziałam, patrząc się w podłogę. Siedzieliśmy w milczeniu, a ja byłam znowu rozrywana od środka i chciałam znaleźć się już w domu. Czy to było już za dużo? Sama nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytania.
-Dobra, klucze oddane. Możemy jechać na lotnisko-powiedział Liam, po czym wszyscy zebraliśmy się razem ze swoimi bagażami i kierowaliśmy się na lotnisko.
*Kilka godzin później. Londyn*
Pożegnałam się ze wszystkimi i w końcu znajdowałam się pod domem. "No może jednak nie ze wszystkimi...". Ruszyłam do drzwi, po drodze wyjmując klucze do drzwi. Przed domem nie było samochodu, więc zapewne znowu nikogo nie było. Nacisnęłam klamkę i drzwi były zamknięte. Miałam rację. Nic nowego.
-Dzień dobry, Megan-usłyszałam za sobą tak dobrze znany mi głos... Klucze wypadły mi z dłoni, uderzając o drewnianą podłogę na werandzie przed domem, a torba spadła z mojego ramienia. Nogi odmówiły mi jakiekolwiek posłuszeństwa i czułam jak uginają się pode mną. Ciało zalał zimny dreszcz i czułam się sparaliżowana. To nie mogła być prawda... To nie mógł być on...-Nie spodziewałaś się mnie tutaj. Wiem o tym-dodał, a ja czułam się jakby ktoś uderzył moją głową o ścianę.
-Da... Dave...-wyszeptałam po chwili ciszy, powoli odwracając się w jego stronę. To był on... W całej okazałości... Nic się nie zmienił... Poczułam ukłucie w sercu.-Co ty tutaj robisz?-spytałam chłodno patrząc mu prosto w oczy. Zaciskałam szczękę z dużą siłą, a oczy zaczęły mnie niebezpiecznie szczypać.
-Wróciłem-odpowiedział, stojąc dosłownie dwa metry przede mną, jakby była to wspaniała nowina. Naprawdę myślał, że może to zrobić?
-Dla mnie już nie istniejesz. Nie wyraziłam się wystarczająco jasno?
-Meg... Proszę.. Ja...
-Przestań-przerwałam mu stanowczym tonem.-Najlepiej wynoś się stąd, bo jest mi niedobrze, kiedy na ciebie patrzę.
-Megan...-wymruczał błagalnym tonem, robiąc krok w moją stronę.
-Nie zbliżaj się-uprzedziłam go szybko.
-Nie możemy już normalnie porozmawiać? Po tym wszystkim, co nas łączyło?
-Teraz już nie łączy nas NIC-odpowiedział z naciskiem na ostatnie słowo.-Nie mam z tobą nic wspólnego i tak pozostanie-mówiłam pewnie, nie spuszczając z niego wzroku i nie wykonując nawet najmniejszego ruchu.
-Daj mi chociaż minutę... Chcę ci choć trochę wyjaśnić-powiedział, robiąc krok w przód i chwytając mnie za dłonie. Szybkim ruchem, od razu wyrwałam się z tego uścisku.-Proszę...
-Masz dwadzieścia sekund-odpowiedziałam, nie ruszając się z miejsca.
-Megan... Ja musiałem wyjechać. Byłem do tego zmuszony. Nie chciałem cię zostawiać, ale nie miałem innego wyjścia. Dzięki temu przeżyłem...-mówił, a ja nie wytrzymałam.
-Dzięki temu zepsułeś wszystko, co nas łączyło. Zniszczyłeś nas-powiedziałam szeptem, przerywając mu. Czułam narastającą gulę w moim gardle i skutecznie utrudniała mi ona mowę.
-Tyle nas łączyło... Kochałem cię i do tej pory nie jesteś mi obojętna. Wróciłem tutaj... Dla ciebie, Megan-powiedział, a do moich oczu napłynęły łzy, a w głowie zaczęły odtwarzać się wszystkie wspomnienia, jak ze starej kasety.
-Już nas nic nie łączy-wydukałam z zaciśniętym gardłem.-Kochałeś mnie...-powtórzyłam po nim, z szyderczym uśmiechem.-Kochałeś... Może mam ci za to podziękować? Spierdoliłeś wszystko! W jednym momencie! Wyjechałeś, kiedy ja najbardziej cię potrzebowałem i nie patrzyłeś na to, że dzisiaj mógłbyś mnie już nie zobaczyć, prawda? Gdyby mnie znaleźli już dawno leżałabym w piachu. Patrzyłaś tylko na to, żeby ochronić swoje dupsko, pierdolony egoisto-mówiłam, a łzy znalazły ujście w moich oczach, jednak szybkim ruchem starłam je z twarzy.
-Przepraszam... Wiem, że teraz te słowa nic nie znaczą, ale chcę... Tęsknię za tobą...-dodał, a ja mocno zacisnęłam oczy starając się wyrzucić wszystkie wspomnienia jakie stanęły przed moimi oczami, a także łzy, których w tej chwili nie mogłam pokonać.
-Masz rację. Nic nie znaczą-potwierdziłam jego słowa, cichym szeptem.
-To jest mój numer-chwycił moją bezwładną dłoń i wcisnął mi do niej małą kartkę papieru.-Proszę, nie wyrzucaj tego. Nie chcę cię stracić po raz kolejny... Do zobaczenia, Meg-powiedział, po czym nachylił się ku mojej twarzy, by pocałować mnie w policzek, jednak ja szybko odsunęłam twarz na bok, unikając bliższego zbliżenia. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i odszedł, znikając za horyzontem. Stałam nieruchomo jakby ktoś przykleił mnie do podłoża. Czułam się bezsilna. Pierwszy raz czułam, że nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami, nad sobą... Spojrzałam na kartkę papieru, którą trzymałam w dłoni i zaczęłam ją zaciskać, jednak w ostatniej chwili rozluźniłam mięśnie. Usiadłam na werandzie przed domem i schowałam ją do kieszeni. Czułam, że robi mi się duszno, a obraz zaczynał wirować mi przed oczami.

 Ciężko opadłam na jednym ze schodów, chowając twarz w dłoniach. Dlaczego to wszystko powróciło właśnie teraz?




___________________________________________________________

Witajcie ;) I w końcu mamy rozdział Megan, którego wiele z Was nie mogło się doczekać. Szczerze? Też już za nią tęskniłam. Pod ostatnim rozdziałem nie było wielu komentarzy, ale mimo tego dodałam go. Wiem, że może już Wam się to nudzi... Ale dziękuję, że mimo wszystko jesteście ze mną :) Jest to najdłuższy rozdział jaki napisałam, ale mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie :) Czekam na Wasze opinie, komentarze... Do następnego! :* 
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, to możecie śmiało zadawać je w komentarzach, a także tutaj: http://ask.fm/unrealdreamm (można zadawać pytania do bohaterów).